1. niedziela po Trójcy Świętej
Był pewien bogacz, który ubierał się w purpurę i bisior i każdego dnia wystawnie ucztował. Przed jego bramą leżał pewien owrzodziały żebrak imieniem Łazarz, który pragnął zaspokoić głód tym, co spadało ze stołu bogacza. Lecz tylko psy przychodziły i lizały jego wrzody. I umarł biedak, i został zaniesiony przez aniołów w objęcia Abrahama. Umarł też bogacz i został pogrzebany. A gdy cierpiąc męki w krainie umarłych, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza w jego objęciach. Wtedy zawołał: Ojcze Abrahamie! Zmiłuj się nade mną i poślij Łazarza, żeby umoczył koniec palca w wodzie i zwilżył mi język, ponieważ bardzo cierpię w tym płomieniu. Abraham jednak powiedział: Dziecko, przypomnij sobie, że za życia odebrałeś swoje dobro, podobnie jak Łazarz zło. Teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki. Poza tym pomiędzy nami a wami rozpościera się tak wielka przepaść, że nikt, choćby chciał, nie może wejść stąd do was ani stamtąd przedostać się do nas. Wówczas powiedział: Proszę cię więc, ojcze, abyś go posłał do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci, niech ich ostrzeże, aby i oni nie przyszli na to miejsce męki. Wtedy Abraham oznajmił: Mają Mojżesza i Proroków, niech ich słuchają. Lecz on odpowiedział: Nie, ojcze Abrahamie, ale jeśli przyszedłby do nich ktoś ze zmarłych, to się opamiętają. Powiedział mu jednak: Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby ktoś ze zmarłych powstał, nie dadzą się przekonać. Łk 16, 19-31
Frapujący tekst… „Jest to historia, która przyprawia o drżenie serca”, napisał niemiecki duchowny i teolog luterański Johann Albrecht Bengel. Może i nasze wrażenia są podobne? Ale, jak w przypadku każdej przypowieści, tak i tutaj należy zachować pewną ostrożność. Należy uważać, niczym podczas jazdy samochodem, czy aby na pewno znajdujemy się na właściwej drodze i czy podążamy w dobrym kierunku.
Chciałbym zwrócić uwagę na kilka niewłaściwych pasów ruchu, których powinniśmy unikać. W historii o Łazarzu nie chodzi przede wszystkim o biedę i bogactwo ujmując dokładniej: ta kwestia nie wyczerpuje istoty opisanej historii.
Na niewłaściwym pasie możemy się znaleźć także wtedy, gdy nie rozpoznamy przenośni, jakimi posługiwał się Jezus, i na podstawie Jego języka metafor zechcemy stworzyć sobie topografię wieczności: aha, zatem tak wygląda w niebie, a tak jest w piekle. Jednak najbardziej ryzykowne jest przypuszczenie, że w wieczności wszystko co ziemskie, zostanie całkowicie zdeprecjonowane, inaczej mówiąc, jeżeli tutaj ktoś był szczęściarzem, to tam szczęście go opuści. Albo: jeśli ktoś cierpiał na ziemi biedę, to po tamtej stronie będzie wiecznie opływał w bogactwo. Takie proste myślenie jest błędne.
Spróbujmy zatem odczytać autentyczny sens tej przypowieści.
Ubogi nosi imię, które było wówczas dość popularne: Łazarz – od Eleazar, co oznacza „ Bóg pomaga”, „Jahwe przychodzi z pomocą.”
Bogaty nie ma imienia. Według koncepcji semickiej, imię wyraża najgłębszą rzeczywistość osoby, streszcza jej historię. Bogacz nie ma imienia, ponieważ nie ma historii. Stracił imię, gdyż zagubił prawdziwy sens życia. Nie można żyć po to, aby każdego dnia ucztować. Życie człowieka nie polega przecież na ciągłym biesiadowaniu. Życie – to także trud dnia codziennego, praca, modlitwa, pomoc bliźnim.
Osób, które zagubiły własne imię, gdyż zastąpiły je innymi, takimi jak „pieniądz”, „kariera”, „władza”, „sukces”, „interesy” … jest wiele.
Co słyszymy, gdy wsłuchujemy się w tekst dzisiejszego czytania? Czy słyszymy niesprawiedliwość, krzyczącą niesprawiedliwość, która jest codziennością naszego życia? Czy słyszymy o tych, którzy wyczekują u naszych drzwi, marząc o chociaż odrobinie tego, co dla nas jest codzienną oczywistością? Czy po prawie czterech miesiącach wojny w Ukrainie słyszymy jeszcze głos rozpaczy cierpiących dzieci, kobiet i mężczyzn? Czy też staliśmy się już obojętni? Czy słyszymy jęk spustoszonej, odartej do żywego ziemi, z której , wydobywane są rzadkie metale? Czy dociera do nas, że siedliska ludzkie zamieniają się w pustkowia? Czy współczujemy biednym i staramy się im pomóc?
Czy słyszymy w tym również groźbę? Czy używanie życia na ziemi, cieszenie się nim, mści się w życiu wiecznym? Nie ma prostej odpowiedzi na tak intrygujące pytanie, wskutek jakiego konkretnie złego zachowania bogacz zaprzepaścił swoją szansę na niebo, czy też – jakie konkretnie postępowanie mogłoby poprawić jego los na tamtym świecie. Czy słyszymy groźbę wymierzoną w naszą opieszałość i arogancję? Bo bez wątpienia należymy do tych, którzy siedzą przy suto zastawionym stole; może nie tak, jak u tego bogatego gospodarza, ale z pewnością nie możemy narzekać na brak bezpieczeństwa, ciepła i uczucia sytości. Chociaż teraz, kiedy patrzymy, jak na naszych oczach zmienia się świat, gdy obserwujemy sytuację geopolityczną i gospodarczą: szalejącą inflację, galopujące ceny żywności, energii elektrycznej, gazu i węgla – czujemy coraz większe obawy.
Jezus nie wytyka bogatym ich bogactwa. Z bogactwem jako takim nie musi wiązać się wina. Bogactwo materialne, duchowe lub intelektualne może przypaść komuś dzięki talentowi, pracowitości, sprytowi, w spadku, czy też dzięki innym sprzyjającym okolicznościom. Tymczasem człowiek z przypowieści przypisuje swoje bogactwo tylko swojej zasłudze i używa go wyłącznie dla własnych korzyści. Dla niego jest ono dowodem wyższości nad innymi, usprawiedliwia jego nieczułość i pogardę; nie zamierza się nim dzielić nawet wtedy, gdy poświęcając choćby niewielką jego cząstką, mógłby ocalić komuś życie.
To dlatego bogactwo rujnuje jego rozum. Bogactwo, które traktujemy wyłącznie jako własną zasługę i tylko dla siebie, stopniowo nas ogłupia. Można to wyraźnie odczytać w dwóch miejscach: „Był pewien człowiek bogaty”, tak zaczyna się ta przypowieść. Następnie opisywane jest jego dostatnie życie. To wszystko, co tekst mówi o tym człowieku. Cóż, taki opis można uznać jedynie za świadectwo ubóstwa, jeżeli o człowieku można powiedzieć tylko tyle, że miał pokaźne konto bankowe i pakiet akcji, należał do elity towarzyskiej, był sprytny, inwestował w atrakcyjne nieruchomości i prowadził beztroskie, luksusowe życie. Nic więcej?
Dalej czytamy: „umarł też bogacz i został pochowany”. Słyszycie to? On też umarł. Tak samo jak biedny Łazarz i wielu innych jemu podobnych. W chwili śmierci, nie ma już podziału na bogatych i biednych. Bogacz nie brał pod uwagę tego, że na koniec jego bogactwo będzie bez znaczenia. Póki żył, nie modlił się: Panie naucz mnie pamiętać, że jestem śmiertelny. Nie zadawał sobie pytania, co jest rzeczywistą wartością, prawdziwym oparciem za życia i po śmierci. Nie dopuszczał do siebie pytania: co mi na końcu pozostanie? Światło wieczności nigdy nie rzuciło swojego blasku na jego drogę życia.
„Umarł też bogacz”. Cóż za ocena życia, które w gruncie rzecz było bardzo powierzchowne.
Śmierć nie jest końcem wszystkiego. Po naszym krótkim życiu ziemskim następuje wieczny, niekończący się epilog. Tak właśnie jest. Czy w wieczności następuje tylko zamiana miejsc? Zadufany w sobie bogacz trafia w ogień piekielny, a żebrak żyje odtąd „wspaniale i w radości”?
Czy Jezus potwierdza taką dramatyczną zamianę: z ziemskiego nieba do wiecznego piekła i z ziemskiego piekła do wiecznego nieba? Czy ta prosta i zrozumiała kalkulacja jest poprawna? Otóż nie.
Po namyśle dochodzi się do wniosku, że po śmierci bogacz nie zostaje przeniesiony do piekła za sprawą Boskiego sądu. Co w takim razie się dzieje?
Podąża on dalej dokładnie tą samą drogą, którą obrał w trakcie życia ziemskiego. Kierunek pozostaje niezmienny. I tak znajdujemy się w miejscu, w którym – zgodnie ze sformułowaniem Bengela – zaczyna się drżenie serca.
Przez całe nasze życie możemy korygować obrany kurs. Możemy się zdecydować na pożegnanie z bożkami pychy i mamony, albo przynajmniej wypowiedzieć im wojnę. Teraz i dzisiaj możemy jeszcze zawrócić w otwarte ramiona Boga. Możemy zanieść nasz grzech i nasze porażki do krzyża Chrystusa. Możemy zacząć gorliwie naśladować Jezusa. Zawrócenie z obranej drogi i korekta kursu jest możliwa aż do naszego ostatniego tchnienia. Cierpliwość Boga jest bezgraniczna.
Ale pewnego dnia wszystko zostaje definitywnie ustalone, kurs jest wyznaczony. Nie jest już możliwe nowe, tylko to, co stare i znane. Bogaty człowiek nadal opiera się na swoim bogactwie, krąży wokół siebie samego i swojego majątku, żyje z dala od przykazań Bożych. To oddalenie się od Boga, to innymi słowy: piekło.
Sądzę, że nie ma większej męki niż puste życie czy też życie wypełnione bezużytecznymi zajęciami. Nie ma dotkliwszej tortury niż odizolowanie, zamknięcie w sobie, skrajny egocentryzm, niezdolność do dawania, zagłuszenie potrzeb ducha – nawet jeśli ten dotkliwy ból, ten niepokój zostanie zagłuszony powierzchowną radością, ogłuszającym hałasem, alkoholem czy narkotykami. Gdy opadną maski, zobaczymy ogromne przepaście, bolesne rany, straszliwą rozpacz, czyli piekło. Już na tej ziemi. Komfortowo wyposażone – piekło.
Ewangeliczna przypowieść opisuje nam nie tyle geografię zaświatów, informuje nas nie tyle o tym, co dzieje się po śmierci, ile przypomina nam, że los człowieka decyduje się już tutaj, dzisiaj, w tym momencie.
Spotkania odbywają się teraz, relacje nawiązywane są na tej ziemi, to, co decyduje o wieczności, dokonuje się dzisiaj. Warto poważnie potraktować naszą przypowieść i słowa apostoła Pawła: „Oto teraz czas łaski, oto teraz dzień zbawienia.” ( 2 Kor 6,2b).
„Męki cierpię w tym płomieniu”, woła bogacz. A Łazarz? Dlaczego on znajduje się na łonie Abrahama? Bo bez wiary w Boga nie przetrwałby pod drzwiami bogacza. Bóg był mu pomocą i ostoją w znoszeniu trudów życia. To nie ubóstwo zawiodło go na łono Abrahama; to więź z Bogiem znajduje ciąg dalszy w życiu wiecznym.
W ukropie piekła biedny bogacz przypomina sobie o swoich pięciu braciach. Przecież oni nadal żyją tylko własnym życiem i dniem dzisiejszym, tak jak on kiedyś. Nie przejmują się Słowem Bożym ani nieszczęściem bliźnich. Żyją poza wspólnotą Bożą. Nagle i niespodziewanie ogarnia go – tego niepoprawnego egocentryka – współczucie: „Ojcze, poślij do nich Łazarza, aby ich ostrzegł, aby nie przyszli na to miejsce męki”.
Przejście do zaświatów i powrót na ziemię… Ktoś przyszedłby prawdziwie z tamtego świata i jasno powiedział, co na nas tam czeka. To by trafiło na pierwsze strony gazet. Bogacz z krainy umarłych ze świeżymi informacjami z nieba! To zmiękczyłoby nawet najbardziej zatwardziałych grzeszników! Od razu zrozumieliby, że tak dalej być nie może, że jak najszybciej należy wydobyć dobrego Boga z zapomnienia. A jak zapełniłyby się wówczas ponownie kościoły!
„Rzekł Abraham: mają Mojżesza i proroków, niechże ich słuchają”. Co Bóg nam daje i czego od nas oczekuje; co pozostaje, a co przemija; skąd przychodzimy i dokąd zmierzamy, co nas ocali i uwolni – to jest zapisane w Biblii. Bóg powiedział nam to – ostatecznie i definitywnie. Kto uparcie nie chce tego słuchać, tego nie przebudzi też żaden „spektakl zza światów”.
Drodzy Internauci, my również mamy „ Mojżesza i proroków”, czyli – Słowo Boże. Czy owych pięciu braci pojęłoby to rzeczywiście? Czy doświadczenie nadprzyrodzonego widowiska może skutkować pokutą? Czy rzeczywistość nie dowodzi czegoś zupełnie przeciwnego? Czy Bóg nie dość często interweniował już w spektakularny sposób w naszym życiu, nie pomagał nam nie chronił? Czy dzięki temu przebudziliśmy się? Po chwilowym przerażeniu i zdumieniu, wszystko wraca do tego, co było.
Dlatego nie potrzebujemy niezwykłych zjawisk, na przykład zmarłego, który przychodzi, aby nas ostrzec. Wiara nie rodzi się z cudów, a ze słuchania Słowa Bożego (por. Rz 10,17). Oczy może nam otworzyć nie zmarły, lecz Słowo Boże, którego słuchamy, które czytamy, rozważamy i przyjmujemy w mocy Ducha Świętego do naszych serc. Prawdziwym cudem jest Słowo, które działa w naszym życiu i które nas zmienia.
I na koniec – nieoczekiwana konstatacja: owych pięciu braci to niemal główni bohaterowie tej przypowieści. To wśród nich znajdujemy się również my wszyscy. A czy my jesteśmy w stanie pojąć powagę sytuacji? Czy rozumiemy, że dobroć Boża wzywa nas do nawrócenia? Czy słuchamy Mojżesza i proroków, ewangelistów i apostołów? Od tego bowiem zależy nasze życie – doczesne i wieczne. Tylko od tego.
Chciałbym kończąc dzisiejsze kazanie pozostawić nas z myślą protestanckiego egzegety A. Maillota: „Jezusowi nie chodzi o to, aby nas przede wszystkim przestraszyć przyszłym piekłem lub pocieszyć przyszłym niebem. Chce nam raczej pokazać, że niebo jest tam, gdzie rozbrzmiewa Słowo Boże, które pomaga człowiekowi odnaleźć własnego brata.” Amen.
bp Waldemar Pytel