12. Niedziela po Trójcy Świętej
(31) A gdy znowu wyszedł z okolic Tyru, przyszedł przez Sydon nad Morze Galilejskie środkiem ziemi Dziesięciogrodzia. (32) I przywiedli do niego głuchoniemego, i prosili go, aby położył nań rękę. (33) A wziąwszy go na bok od ludu, osobno, włożył palce swoje w uszy jego, splunął i dotknął się jego języka, (34) i spojrzał w niebo, westchnął i rzekł do niego: Effata, to znaczy: Otwórz się! (35) I otworzyły się uszy jego, i zaraz rozwiązały się więzy języka jego, i mówił poprawnie. (36) I przykazał im, aby nikomu o tym nie mówili, ale im więcej im przykazywał, tym więcej oni to rozgłaszali. (37) I niezmiernie się zdumiewali, mówiąc: Dobrze wszystko uczynił, bo sprawia, że głusi słyszą i niemi mówią. Mk 7, 31-37
Czasami trzeba włożyć dużo wysiłku i pracy by dobrze zrozumieć kontekst epoki w jakiej powstawały biblijne historie. Nie jest nam łatwo zrozumieć specyficzne zwyczaje, tradycje i zachowania. Są jednak takie rzeczy i ludzkie zachowania, które nic się nie zmieniły od czasów Chrystusa. Kiedy dziś, w XXIw., obserwujemy jak cywilizowany i wykształcony świat jest bezwzględny, obojętny na cierpienie i los słabszego lub obcego człowieka nie może nas dziwić, że przed dwoma tysiącami lat nie było inaczej. I choć na pewno w wielu dziedzinach jest dziś nieporównywanie lepiej to wciąż są tacy, którym tłumaczyć trzeba dlaczego niehumanitarne i niechrześcijańskie jest trzymanie ludzi, w tym dzieci, w potrzasku na granicy, bez udzielenia pomocy i wsparcia.
Wiemy, że w czasach Jezusa wdowy, niepełnosprawni czy chorzy nie mogli liczyć na żaden system opieki i wsparcia. Mogli mieć nadzieję jedynie na ludzką życzliwość. Nie zawsze jednak jej doświadczali. Jezus kolejny raz pokazuje nam jak niesamowitym jest Bogiem, który nie przechodzi obojętnie obok żadnego człowieka i dostrzega każdego, najbardziej wzgardzonego i porzuconego. Do każdego podchodzi indywidualnie, z czułością, miłością i otwartością. Nawet fakt, że każde z jego uzdrowień przebiega inaczej świadczy o indywidualnym podejściu.
I to właśnie widzimy dziś. Jezus bierze chorego na osobność. To co ma się wydarzyć nie jest rozrywką dla tłumów. Tworzy więc komfortowe warunki. Pozwala by spotkanie przebiegło w bliskości i intymności. Ponieważ ów człowiek nie słyszy Zbawiciel używa symboli, znaków, za po mocą których daje do zrozumienia co się wydarzy. Palcami dotknął uszu na znak ich otwarcia. Śliną zaś, która w starożytności uznawana była za lekarstwo, dotknął języka. To był znak, że przemówi. Potem spojrzał w niebo by zaznaczyć, że dzieje się to wszystko z mocy Boga. W końcu westchnąwszy, wypowiedział pierwsze słowa: „Effata, to znaczy Otwórz się!” Cud się dokonał. Mężczyzna odzyskał zmysły. Mógł wrócić do normalnego życia.
Historia ta ma nam jednak o wiele więcej do przekazania niż tylko opis kolejnego cudu Chrystusa. To jego świadectwo, którego znaczenie dla nas ma charakter uniwersalny i zawsze aktualny. Pan bowiem wskazuje na siebie jako Mesjasza. Tego, w którym wypełniły się prorockie zapowiedzi. Nas zaś wskazuje jako tych, którzy są duchowo głusi i niemi. Potrzebują doświadczenia bliskości i uzdrowienia Zbawiciela.
Czytaliśmy dziś w czytaniu liturgicznym z Księgi Izajasza: „W owym dniu głusi będą słyszeć słowa księgi, a oczy ślepych z mroku i ciemności będą widzieć.” A u Ewangelisty Mateusza czytamy, że gdy Jan zapytał Jezusa czy to on jest Zbawicielem ten odpowiedział: „ślepi odzyskują wzrok, chromi chodzą, trędowaci są oczyszczeni, a głusi słyszą.” To wyraźny znak tego kim jest Jezus i z jakim zadaniem przyszedł na świat. To właśnie tylko duchowo ślepi i głusi tego nie dostrzegają.
Na ciekawy trop co do znaczenia tej historii może nas doprowadzić zwyczaj kościoła starożytnego. Właśnie wtedy jedną z części liturgii Chrztu Św. było dotknięcie uszu i ust śliną i wypowiedzenie słów „Effatha”. Ślina miała podkreślić uzdrawiającą i odnawiającą moc Chrztu, ale przede wszystkim to, że człowiek w tym Sakramencie otwiera oczy i uszy. Tzn. poznaje prawdę. Nie jest już duchowo ślepy i głuchy na słowo i działanie Jezusa. Odkrywa i doświadcza go w swoim życiu i w tej prawdzie żyje.
I czy nie tak właśnie dziś jest? Wielu ludzi, także tych uważających się za chrześcijan pozostaje głuchoniemymi. Choć słuchają Słowo Boga, w rzeczywistości wcale go nie słyszą. A skoro nie słyszą, nie potrafią prawidłowo powtórzyć, są więc niemi. Dlatego wciąż wśród nas tak wiele zła i niesprawiedliwości. Tak mało miłości a dużo nienawiści. Dlatego zamiast nieść pomoc i okazywać miłosierdzie stawiamy zasieki z drutu kolczastego. Módlmy się by Chrystus i dziś dotknął uszu i ust swoich dzieci, członków swojego Kościoła, by otworzył im oczy i nauczył przemawiać.
ks. Wojciech Płoszek