2. Dzień Świąt Narodzenia Pańskiego
(1) Paweł, sługa Jezusa Chrystusa, powołany na apostoła, wyznaczony do zwiastowania ewangelii Bożej, (2) którą [Bóg] przedtem zapowiedział przez swoich proroków w Pismach Świętych (3) o Synu swoim, potomku Dawida według ciała, (4) który według ducha uświęcenia został ustanowiony Synem Bożym w mocy przez zmartwychwstanie, o Jezusie Chrystusie, Panu naszym, (5) przez którego otrzymaliśmy łaskę i apostolstwo, abyśmy dla imienia jego przywiedli do posłuszeństwa wiary wszystkie narody, (6) wśród których jesteście i wy, powołani przez Jezusa Chrystusa; (7) wszystkim, którzy jesteście w Rzymie, umiłowanym Boga, powołanym świętym: Łaska wam i pokój od Boga, Ojca naszego, i Pana Jezusa Chrystusa.
Rz 1,1-7
Przeżywając drugi dzień świąt Narodzenia Pańskiego jesteśmy konfrontowani ze wstępem listu apostoła Pawła do Rzymian. Ten wstęp nie odbiega zasadniczo od form ówczesnych listów. Bo autor wpierw się przedstawia, później wymienia adresatów listu, aż wreszcie przechodzi do słów pozdrowień i błogosławieństw. W kontekście naszego święta szczególne znaczenie mają słowa zawarte w przedstawieniu się apostoła adresatom listu. Już od samego początku koncentruje się na osobie Jezusa Chrystusa. Nazywa się Jego sługą (a w zasadzie niewolnikiem) ukazując, że całe jego apostolskie życie jest podporządkowane Jezusowi. Kieruje swój list do chrześcijan w Rzymie, zatem do środowiska, które powinno rozumieć to podporządkowanie. Lecz gdyby ten list czytał ktoś spoza społeczności chrześcijańskiej, mógłby się mocno dziwić tej relacji i występującemu w niej podporządkowaniu się Jezusowi. Od razu powinno byłoby się wyzwolić pytanie: Kim właściwie jest ten Jezus, że autor listu z dumą nazywa się Jego sługą/niewolnikiem? Odpowiedź pada od razu, choć znów dla człowieka spoza grona wiernych Pańskich, mogła być trudna do przyswojenia, zwłaszcza w tamtych realiach. Już nazwanie Jezusa „Chrystusem” odsłania rąbek Jego tożsamości. Dla apostoła istotne jest to, że ten tytuł nie został samozwańczo nadany Nauczycielowi z Nazaretu. Bo Jego postać postrzega, jako tego, który już zawczasu był zapowiedziany przez proroków. To nie jest przypadkowa postać, którą ludzie otoczyli estymą i zaczęli przesadnie tytułować. On jest tym, który miał wypełnić Boże zapowiedzi. I rzeczywiście całe Jego życie toczy się w kontekście realizacji danych proroctw mesjanistycznych, tak iż nie powinno być żadnej wątpliwości, że On był tym, na kogo oczekiwano przez minione pokolenia.
Jezus musiał pochodzić z rodu Dawida, aby można było w ogóle pomyśleć o Jego mesjańskości. Nie będziemy się tu zajmować rodowodami Jezusa, bo jak się zdaje, tych w czasach antycznych trochę krążyło. Jedno nie pozostawia wątpliwości – raczej nie próbowano obalać rodowego pochodzenia Jezusa według ciała. Dla ludzi ważniejsze było spojrzenie na to, co zawiera się w tzw. Ewangeliach godowych, które ukazują boskie pochodzenie Jezusa. Świat antyczny znał wiele mitów, legend, w których występowali półbogowie – dzieci bóstw i ludzi, mający boskie i ludzkie cechy. Nie obce było także tytułowanie synami bożymi władców zasiadających na poszczególnych tronach – w ten sposób podnosili swą godność i autorytet sprawowanej władzy. Jednak w przypadku Jezusa apostoł pisze o innym synostwie. Co prawda w tekście nie pada słowo preegzystencja, ale można zauważyć, że apostoł stara się pokazać, iż Jezus był synem Dawida według ciała. Mówiąc prościej stał się człowiekiem przynależąc wcześniej do Bożej rzeczywistości. W Jezusie stało się coś, co dla ludzi z narodu wybranego było w zasadzie poza wyobrażeniem. Nazwać kogokolwiek w sensu stricte „Synem Bożym” zakrawało na bluźnierstwo. Takie fizyczne połączenie tego co boskie z tym co ludzkie wydawało się być nie możliwe.
Jednak gdyby bliżej przyjrzeć się temu wszystkiemu, co dzieje się na kartach Biblii po opisanej historii stworzenia świata, dostrzeżemy, że Bóg zawsze w swoje dzieła angażował ludzi. Coś co mógłby uczynić sam w swej mocy, czynił za pośrednictwem powołanych przez siebie ludzi, których nierzadko obdarzał stosowną do danego dzieła mocą. Jezus w tym względzie staje się syntezą Bożego działania. On łączy w sobie zarówno boski, jak i ludzki pierwiastek w tym najważniejszym dziele dla ludzkości – zbawieniu. Bóg osobiście zaangażował się w dzieło odnowy człowieka, ale znów nie bez obecności człowieka. On w Jezusie nie tylko nie wykluczył nas ludzi ze swego największego dzieła od czasów stworzenia, ale włączył w sposób wykraczający poza zrozumienie.
O wcieleniu, inkorporacji Jezusa napisano wiele, ale to wszystko zamyka się tak naprawdę w jednym – Bóg nas kocha i dla nas decyduje się na największe poświęcenia. A wszystko po to, abyśmy mogli zauważyć, że On chce być blisko nas. W swym Synu stał się nam możliwie bliskim, bo stał się człowiekiem, jednym z nas. Ukazując, że i dla nas ludzi istnieje otwarta droga do Bożej chwały, wtedy gdy pójdziemy przez życie śladem miłości, wierności i zaufania, jakim odznaczył się Jezus jako Boży Syn w ludzkim ciele. Bóg przełamał bariery niemożności, w jakich był usadowiony człowiek. Niemożności, które kryły się w głowie. Uwalniając nas do, pełnego dziecięcego ciepła, działania wobec Niebiańskiego Ojca. W ten sposób napełniając nas pokojem. Amen.
ks. Dariusz Madzia