- Niedziela Palmowa
- 5. Niedziela Pasyjna – Judica
- 4. Niedziela Pasyjna – Laetare
- 3. Niedziela Pasyjna – Oculi
- 1. Niedziela Pasyjna – Invocavit
- Dzień Pokuty i Modlitwy – Środa Popielcowa
- Niedziela Przedpostna (Estomihi – Bądź mi skałą obronną! Ps 31,36)
- 2. Niedziela przed Postem – Sexagesimae
- 3. Niedziela przed Postem – Septuagesimae
- 4. Niedziela przed Postem
- Ostatnia Niedziela po Epifanii
- 3. Niedziela po Epifanii
- 2. Niedziela po Epifanii
- 1. Niedziela po Epifanii – Święto Chrztu Pańskiego
- Święto Objawienia Pańskiego – Epifania
- 2. Niedziela po Narodzeniu Pańskim
- Nowy Rok
- Stary Rok
- 1. Niedziela po Narodzeniu Pańskim
- 2. Dzień Świąt Narodzenia Pańskiego
- Wigilia Narodzenia Pańskiego
- 4. Niedziela Adwentu
- 3. Niedziela Adwentu
- Kazanie na 2. Niedzielę Adwentu
- 1. Niedziela Adwentu
- Niedziela Wieczności
- Przedostatnia Niedziela Roku Kościelnego
- Święto Odzyskania Niepodległości
- Pamiątka Umarłych
- Pamiątka Reformacji
3. niedziela po Epifanii
(1) W czasach, gdy rządzili sędziowie, nastał głód w kraju. Wtedy wyszedł z Betlejemu judzkiego pewien mąż wraz ze swoją żoną i dwoma synami, aby osiąść jako obcy przybysz na polach moabskich. (2) On nazywał się Elimelech, a jego żona Noemi, synowie jego zaś Machlon i Kilion; byli to Efratejczycy z Betlejemu judzkiego. I przyszli na pola moabskie i przebywali tam. (3) Potem umarł Elimelech, mąż Noemi, i pozostała ona sama wraz z dwoma swoimi synami. (4) Ci wzięli sobie za żony Moabitki: jedna nazywała się Orpa, a druga nazywała się Rut; i mieszkali tam około dziesięciu lat. (5) Gdy obaj, Machlon i Kilion, też umarli, pozostała ta kobieta osierocona, bez obu swoich synów i bez męża. (6) Wtedy wybrała się wraz ze swoimi synowymi i wróciła z pól moabskich, gdyż usłyszała na polach moabskich, że Pan ujął się za swoim ludem i dał im chleb. (7) Wyszła tedy z miejscowości, w której przebywała, a wraz z nią obie jej synowe, i wybrały się w drogę powrotną do ziemi judzkiej. (8) Wtedy rzekła Noemi do obu swoich synowych: Idźcie, powróćcie każda do domu swej matki. Niech Pan okaże wam dobroć, jak wy okazałyście zmarłym i mnie. (9) Niech Pan sprawi, aby każda z was znalazła dom u boku swojego męża; i pocałowała je. A wtedy one głośno zapłakały (10) i rzekły do niej: My z tobą wrócimy do twojego ludu. (11) Lecz Noemi odpowiedziała: Zawróćcie, córki moje! Po cóż macie iść ze mną? Czy mogę jeszcze urodzić synów, którzy by zostali waszymi mężami? (12) Zawróćcie, córki moje, i idźcie, gdyż jestem za stara, aby wyjść za mąż. A choćbym nawet pomyślała, że jest jeszcze nadzieja, a nawet choćbym tej nocy wyszła za mąż i od razu urodziła synów, (13) to czy wy czekałybyście, aż dorosną? Czy miałybyście wyrzec się ponownego zamążpójścia? Nie, córki moje, boć wielką gorycz mam w duszy ze względu na was, że przeciw mnie zwróciła się ręka Pana. (14) Lecz one jeszcze głośniej zapłakały. Potem Orpa ucałowała swoją teściową, lecz Rut pozostała przy niej. (15) Następnie rzekła Noemi: Oto twoja szwagierka wraca do swojego ludu i do swojego boga; zawróć i ty za swoją szwagierką. (16) Lecz Rut odpowiedziała: Nie nalegaj na mnie, abym cię opuściła i odeszła od ciebie; albowiem dokąd ty pójdziesz i ja pójdę; gdzie ty zamieszkasz i ja zamieszkam; lud twój – lud mój, a Bóg twój – Bóg mój. (17) Gdzie ty umrzesz, tam i ja umrę i tam pochowana będę. Niech mi uczyni Pan, cokolwiek zechce, a jednak tylko śmierć odłączy mnie od ciebie. (18) Noemi, widząc, że tamta obstaje przy tym, aby iść z nią, zaniechała z nią dalszej rozmowy. (19) I szły obie, aż doszły do Betlejemu. Rt 1,1-19a
Umiłowani w Panu Jezusie Chrystusie, Siostry i Bracia!
W trzecią niedzielę po Święcie Epifanii – czyli po Święcie Objawienia się Pana Jezusa mędrcom ze wschodu / królom / magom (czy jakbyśmy ich tam nie nazwali) – zatem przedstawicielom świata pogańskiego, Słowo Boże podaje nam kolejny przykład poganki, która zyskała łaskę w oczach Bożych. Kolejny przykład – chociaż chronologicznie o wiele wcześniejszy, bo właśnie biblijna Rut była rzeczywistą prababką króla Dawida, a ten z kolei był pra pra pradziadkiem Józefa – ziemskiego ojca Pana Jezusa. Właśnie na przykładzie starotestamentowej Rut możemy się przekonać o tym, o czym wiele później przekonał się ap. Piotr w czasie wizyty u setnika Korneliusza, co podkreślił słowami zapisanymi na kartach Dziejów Apostolskich: „Teraz pojmuję naprawdę, że Bóg nie ma względu na osobę, (35) lecz w każdym narodzie miły mu jest ten, kto się go boi i sprawiedliwie postępuje” (Dz 10,34-35).
Historia Rut jest jedną z ważniejszych historii, odnotowanych na kartach Starego Testamentu. Właśnie dlatego, że zazębia się ona z innymi ważnymi wydarzeniami, które miały decydujący wpływ na późniejszy rozwój: tak narodu izraelskiego, jak również na kształtowanie misji, jaką miał do wypełnienia Pan Jezus. Historia ta na pewno ma bardzo wiele do powiedzenia każdemu słuchaczowi czy czytelnikowi tych słów. Bo z jednej strony opowiada nam o czymś, co się już wydarzyło, a z innej strony zmusza nas do zastanowienia się nad swoim życiem i do przemyślenia: czy Pan Bóg nie powierzył mi jakiegoś konkretnego zadania i czy stanąłem – jak to się mówi – na wysokości tego zadania. Zanim jednak spróbujemy odnieść tą historię do swojego życia, spróbujmy zastanowić się nad niektórymi, wybranymi z niej, faktami.
Początek – można by powiedzieć – jest jak to często bywa: taki typowy, prozaiczny, a nawet bardzo spójny z życiem niejednej współczesnej rodziny. W tamtych czasach nie było żadnych zabezpieczeń socjalnych dla ludzi, którym – jak to się mówi – wiatr wiał prosto w oczy. Dlatego każda rodzina, która zaczęła dostrzegać widmo głodu, na własną rękę podejmowała wszelkie starania, które mogłyby zapewnić przynajmniej podstawy bytu. Na pewno znamy to może z życia naszych bliskich czy znajomych, którzy wywędrowali kiedyś za chlebem do Niemiec, Wielkiej Brytanii, Irlandii, Stanów Zjednoczonych czy innych dalekich krajów. Być może nasi bliscy czy znajomi nie czynili tego niemalże w desperacji – w obawie przed głodem czy nawet śmiercią głodową. Jednak Elimelech i jego żona Noemi z dwójką synów wyruszyli do Moabu ratując się czy uciekając właśnie przed głodem, który nastał w ich rodzinnych stronach. Udali się do sąsiedniego Moabu – kraju, z którym Izraelczycy nie utrzymywali nawet kontaktów handlowych. Brak normalnych stosunków sąsiedzkich wypływał z faktu, że w Moabie czczono najróżniejsze bóstwa, a z izraelskiego Boga Jahwe najnormalniej się naigrywano. Jednak wtedy, w obliczu śmierci głodowej, nie było prawie w ogóle wyboru. Moab leżał w osiągalnym zasięgu, po sąsiedzku – nawet, gdyby trzeba było poświęcić na podróż nawet jeden czy dwa tygodnie czasu. Gdy pojawia się realne widmo głodu czy dotkliwej biedy, w niejednym przypadku może zniknąć też sentyment nawet do wiary, do Kościoła czy nawet do Boga. Tak nieraz było w życiu wielu emigrantów, którzy już zapomnieli o swoich korzeniach, albo akurat są na prostej drodze do takiego zapomnienia. Tak też było w życiu Elimelecha. Jego imię oznacza: „Mój Bóg jest królem”, choć z pewnością akurat ta dewiza nie zawsze była tą dominującą w ich życiu. Na pewno nie chcemy teraz oceniać ich postępowania, bo mamy zbyt mało informacji o ich życiu, sposobie myślenia i działania. Na pewno fakt, że obaj synowie wzięli sobie za żony córki Moabitów też na pewno nie świadczy na korzyść ich przywiązania do swojej religii i do swojego Boga. Chociaż i w tym momencie moglibyśmy ich wziąć w obronę, bo dobrze wiemy – nawet patrząc przez pryzmat naszej parafii czy naszego Kościoła ewangelickiego, że młodzieży mieszkającej w diasporze, gdzie parafie składają się z kilkunastu czy kilkudziesięciu osób, niezmiernie trudno jest znaleźć partnera albo partnerkę w swoim własnym gronie czy Kościele. Tym bardziej – jak wynika to ze znaczenia imion, jakie posiadali: Machlon znaczy „chory” a Kilion „usychający”, na pewno nie byli (jak to się mówi obecnie) jakimiś „przebojowymi”, a raczej wątłymi i słabymi mężczyznami. To też na pewno sprawiło, że nie mieli zbyt dużego wyboru i zadowolili się miejscowymi dziewczynami. Ich imiona tłumaczą nie tylko ich stan zdrowotny, ale przede wszystkim to, że w przeciągu niespełna 10 lat obaj zmarli, zostawiając dwie stosunkowo młode wdowy oraz owdowiałą wcześniej matkę.
Wszystkie znalazły się w niezmiernie trudnej sytuacji. Prawo i zwyczaje izraelitów w wielu takich losowych zdarzeniach zabezpieczały szczególnie młode wdowy, bo zobowiązywały do poślubienia właśnie takiej młodej wdowy przez kolejnego brata zmarłego męża. Jednak Noemi miała tylko dwóch synów – i właśnie obaj zmarli. Dlatego po podjęciu decyzji o powrocie do swojego kraju, dosyć szczegółowo tłumaczy swoim synowym, że nawet, gdyby teraz urodziła jeszcze synów, to one i tak nie zechcą na nich czekać aż dorosną i osiągną wiek, w którym mogliby się z nimi ożenić. Tłumaczy tak, bo odnosiła się właśnie do tego starego zwyczaju i prawa, które zobowiązywało kolejnego brata zmarłego do poślubienia jego żony.
Takie wyjaśnienie wystarcza jednej z nich – Orpie, aby ostatecznie zdecydować się i wrócić do swoich, by tam może znaleźć jeszcze swoje szczęście. Druga z nich – Rut, czuje, że w jakimś stopniu powinna wypełnić powinności względem teściowej. Być może też była ciekawa kraju i jego mieszkańców, z którego wywodził się jej zmarły mąż, jego matka oraz ich dalsza rodzina. Być może Rut podobały się zwyczaje, jakie były pielęgnowane przez jej teściową Noemi, a być może pociągała ją jej autentyczna wiara w jedynego Boga. Zaś słowa wypowiedziane przez Rut w sytuacji, gdy Noemi wręcz nalegała, by ona uczyniła tak, jak druga synowa Orpa, po dzień dzisiejszy wyznaczają ramy właściwych relacji pomiędzy bliskimi sobie osobami: „dokąd ty pójdziesz i ja pójdę; gdzie ty zamieszkasz i ja zamieszkam; lud twój – lud mój, a Bóg twój – Bóg mój”. Słowa te, wypowiedziane deklaracje, idą jeszcze o wiele dalej, choć nie są aż tak często cytowane – bo dalej czytamy: „Gdzie ty umrzesz, tam i ja umrę i tam pochowana będę. Niech mi uczyni Pan, cokolwiek zechce, a jednak tylko śmierć odłączy mnie od ciebie”.
Moi Drodzy! Czego możemy nauczyć się z dzisiejszej historii o prababce króla Dawida i dalekiej pra pra babce Pana Jezusa? Na pewno pokory. Jestem o tym przekonany, że właśnie ta historia pokazuje nam z początku to, że nasze życie nie zawsze przebiega zgodnie z tym, jakbyśmy sobie tego na początku życzyli. Nieraz troski i kłopoty przychodzą nie wiadomo dlaczego, w wielkim nadmiarze, właśnie na nas. Myślę, że na pewno niejeden albo niejedna z was przyzna mi rację, że tak po prostu bywa. Gdy dobrze nam się powodzi albo gdy stosunkowo wszystko się dobrze układa w naszym życiu, traktujemy to jako coś oczywistego, normalnego, coś, co naszym zdaniem się nam po prostu należy. Ale gdy przychodzą na nas trudne albo bardzo ciężkie chwile, potrafimy im sprostać tylko dlatego, że w swoich sercach posiadamy wiarę i świadomość, że pomimo wszystko Pan Bóg jest blisko nas, że nas wspiera i dodaje nam sił. Nieraz jest tak, że takich sił, nadziei i otuchy dodają nam ci najbliżsi, z którymi żyjemy. Jestem o tym przekonany, że gdyby relacje pomiędzy Noemi i Rut nie były właściwe, ciepłe i pełne zrozumienia i serdeczności, Rut na pewno by się nie zdecydowała podążyć za swoją teściową. Zresztą gdyby Noemi czuła się źle w towarzystwie Rut i Orpy, może by im nawet nie wspomniała, że zamierza udać się do swojej ojczyzny – i zrobiła to potajemnie albo bardziej zdecydowanie.
Patrząc na tę historię naszymi oczami – czyli tych, którzy znają jej zakończenie, możemy się jedynie zachwycać tym, jak Pan Bóg pokierował drogami i losem Rut. W tamtych czasach (jak również i w naszych) poznać drugą osobę i z nim rozpocząć nową drogę życia, na pewno nie było czy nie jest zbyt trudne. Trudniejszą sprawą na pewno było znalezienie kogoś odpowiedniego, który stanąłby na wysokości zadania i był przy tym dobrym partnerem w różnych przedsięwzięciach oraz czułym i troskliwym mężem i ojcem. A jeszcze trudniej było i jest znaleźć kogoś odpowiedniego, gdy ma się już trochę więcej lat i jakiś związek już za sobą. Rut – poganka z Moabu otrzymała jednak kogoś, kogo nawet chyba sobie nigdy nie wyśniła. Kogoś, kto nie tylko jej zapewnił ciepło rodzinne, ale również dostatnie życie i potomstwo. Pan Bóg zaś sprawił, że dzięki temu związkowi po wsze czasy przeszła do historii – bo znalazła swoje miejsce na kartach Biblii.
Moi Drodzy! My przyglądamy się teraz tej historii i zastanawiamy się, czy również nam Pan Bóg nie powierzył jakiegoś konkretnego zadania. Niekoniecznie tak wzniosłego czy brzemiennego w skutkach.
Pamiętajmy o tym, że jest to historia nie tylko o Rut, ale w zasadzie również o jej teściowej Noemi. To taki dobry przykład, jak naprawdę powinny wyglądać prawidłowe relacje pomiędzy teściową a synową – i na odwrót. Na pewno jest to przykład, jak powinny wyglądać relacje pomiędzy teściem a zięciem albo bardziej uogólniając: pomiędzy starszymi i młodszymi.
Relacje pomiędzy ludźmi trzeba stale budować i też stale o nie dbać. Na pewno nikt z nas nie jest wyłączony z tego, aby troszczyć się o to, by miłość i zgoda łączyły szczególnie tych ludzi, którzy mieszkają pod jednym dachem albo których łączą więzy rodzinne. Wiadomą sprawą jest, że „do zgody trzeba dwóch”. Dlatego czasem bywa tak, że nie wszystko odbywa się tak, jak odbywać się powinno. Najważniejsze jest jednak to, aby te impulsy do niezgody nie wypływały z naszej strony – czyli ze strony ludzi wierzących.
Patrząc przez taki pryzmat na rozważaną dzisiaj historię tych dwóch kobiet, niekoniecznie musimy widzieć jakieś wzniosłe zadanie, które Pan Bóg dał nam do wypełnienia. Te wzniosłe zadania zaczynają się bowiem od tych bardzo prozaicznych sytuacji życiowych, by dbać o zgodę i dobrą atmosferę w rodzinie, by miłość była tym znaczącym czynnikiem łączącym, i by to, co dobre, było stale pielęgnowane.
Amen.