7. Niedziela po Trójcy Świętej

Cały zbór synów izraelskich szemrał na pustyni przeciwko Mojżeszowi i Aaronowi. I rzekli do nich synowie izraelscy: Obyśmy byli pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdyśmy siadali przy garnku mięsa i mogli się najeść chleba do syta! Bo wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby całe to zgromadzenie zamorzyć głodem. […] I rzekł Pan do Mojżesza: Usłyszałem szemranie synów izraelskich. Powiedz im tak: O zmierzchu będziecie jedli mięso, a rano nasycicie się chlebem i poznacie, że Ja, Pan, jestem Bogiem waszym. I stało się pod wieczór, że nadleciały przepiórki i pokryły obóz, a z rana warstwa rosy leżała wokół obozu. A gdy warstwa rosy się podniosła, oto na powierzchni pustyni było coś drobnego, ziarnistego, drobnego niby szron na ziemi. Gdy to ujrzeli synowie izraelscy, mówili jeden do drugiego: Co to jest? – bo nie wiedzieli, co to było. A Mojżesz rzekł do nich: To jest chleb, który Pan dał wam do jedzenia. Oto, co rozkazał Pan: Zbierajcie z niego, każdy według tego, ile potrzebuje do jedzenia, omer na głowę. Niechaj każdy zbierze według liczby osób, które należą do jego namiotu. Synowie izraelscy uczynili tak i zbierali, jedni więcej, drudzy mniej. A gdy to odmierzali na omery, ten, co zebrał więcej, nie miał nadmiaru, a ten, co zebrał mniej, nie miał braku. Każdy zebrał tyle, ile mógł zjeść”. 

2 Mż 16, 2.3.11-18

Niepamięć to bodaj jeden z najbardziej uciążliwych fenomenów z jakimi zmagają się ludzie. I nie chodzi tu o zapomnienie, gdzie zostawiliśmy kluczyki od samochodu minionego wieczoru. Rozchodzi się tu o pamięć rozumianą biblijnie jako nastawienie, które każe człowiekowi zdawać sobie sprawę z faktu własnej kruchości i słabości oraz rodzi poczucie wdzięczności dla Boga za wybawienie. Kiedy myślę o niepamięci to przypominam mi się film pt: „War room Siła modlitwy”, w którym jedna z bohaterek pokazuje młodszej koleżance swój pokój modlitwy, gdzie na ścianach miała zapisane, ile to razy i w których sytuacjach Bóg ratował ją z tarapatów i jak często doświadczała mniejszych i większych cudów w swoim życiu. Po co to robiła? Aby pamiętać… znaczy nie zapomnieć. 

Izraelici z naszego dzisiejszego tekstu kazalnego dopiero co opuścili Egipt, gdzie od pokoleń byli wyzyskiwani i zabijani jako niewolnicy i w zasadzie od razu zaczęli szemrać: „Cały zbór synów izraelskich szemrał na pustyni przeciwko Mojżeszowi i Aaronowi. I rzekli do nich synowie izraelscy: Obyśmy byli pomarli z ręki Pana w ziemi egipskiej, gdyśmy siadali przy garnku mięsa i mogli się najeść chleba do syta! Bo wyprowadziliście nas na tę pustynię, aby całe to zgromadzenie zamorzyć głodem”. Pojawiła się nieufność, lament i nostalgia z Egiptem. Izraelici patrzyli na pustynię jak na miejsce nieurodzajne, gdzie łatwo było o śmierć z głodu i pragnienia. Nie dostrzegali przy tym, że pustynia miała być tylko etapem przejściowym w drodze do docelowego miejsca mlekiem i miodem płynącego, gdzie była ziemia, a więc w pierwotnym rozumieniu życie. Troska o jedzenie i pice, zmęczenie, strach kazały Izraelitom zapomnieć o wszystkim, co Bóg uczynił dla nich wcześniej. Z pamięci uleciały im plagi zesłane na Egipt w tym spektakularne przejście anioła śmierci przychodzącego, aby faraon uderzony mocną ręką Boga, zgodził się wypuścić naród wybrany. Grzechem Izraela była jego niepamięć. „A do Mojżesza rzekli: Czy dlatego, że w Egipcie nie było grobów, wyciągnąłeś nas, abyśmy pomarli na pustyni? Cóżeś nam to uczynił, wyprowadzając nas z Egiptu? Czy nie powiedzieliśmy ci tego już w Egipcie, mówiąc: Zostaw nas w spokoju, będziemy służyli Egipcjanom, gdyż lepiej nam służyć Egipcjanom, niż umierać na pustyni” (2 Mż 14, 11-12). Zaskakujące jest, że opór Izraela pojawił się nie tylko w chwili pojawienia się na pustyni, ale także później przy jej opuszczaniu, kiedy to miał wkroczyć do Kanaanu. Izrael czuł się słaby i zagubiony wobec siły faraona, który go ścigał a potem wobec wysokiego wzrostu Kananejczyków. Nie pamiętał, że to właśnie z powodu swojej małości i niewoli został wybawiony przez Pana: „Nie dlatego, że jesteście liczniejsi niż wszystkie inne ludy, przylgnął Pan do was i was wybrał, gdyż jesteście najmniej liczni ze wszystkich ludów. Lecz w miłości swej ku wam i dlatego że dochowuje przysięgi, którą złożył waszym ojcom, wyprowadził was Pan możną ręką i wybawił cię z domu niewoli, z ręki faraona, króla egipskiego”. (5 Mż 7, 7-8). Bez pamięci Izrael pozostawał niewolnikiem swojej własnej teraźniejszości, trudów życia codziennego na pustyni i uznał tą pustynię za swoje położenie ostateczne. Był niezdolny do patrzenia naprzód, poza teraźniejszość w stronę Ziemi Obiecanej, zapominając o swojej niewoli i co najważniejsze o miłosiernej dobroci Boga, który go wybrał i zbawił. I tu w naszej historii kwestionowania dobrych intencji Pana, pojawia się Boży dar przepiórek i manny. Przerażeni widmem głodowej śmierci Izraelici otrzymali szczególny wyraz Bożej troski o nich, który tak interpretował prorok Ozeasz: „Przyciągałem ich więzami ludzkimi, powrozami miłości, i byłem dla nich jak ten, który podnosi niemowlę do swojego policzka, i nachylałem się do nich, aby ich nakarmić” (Oz 11,4). Bóg przez cudowne dokarmianie Narodu Wybranego przez 40 lat nie tylko wykazywał się troską o swój lud, ale i pokazał mu po raz kolejny swoją chwałę oraz zbawczą moc: „Znalazł go w ziemi pustynnej I w bezludnym zawodzeniu pustyni. Otoczył go, doglądał go, Strzegł go jak źrenicy oka” (5 Mż 32,10). Co jest ciekawe, w naszym tekście czytamy o wielu ilościowych i czasowych ograniczeniach zbioru manny. Zbierana miała ona być tylko na jeden dzień. Każdy czy zebrał jej dużo czy mało miał tyle, że starczało mu za całodzienne wyżywienie: „Każdy zebrał tyle, ile mógł zjeść” (w. 17-18). W tych informacjach możemy zauważyć wymaganie ufności w miłosierną opiekę Boga, który nie powala, aby zabrakło pożywienia jego ludowi. Gromadzone jedzenie ponad potrzeby ulegało zepsuciu (w. 19-20). Przypomina to Jezusową przypowieść o głupim bogaczu, który gromadził bogactwa w swoim spichlerzu, nieświadomy rychłej, nieprzewidzianej śmierci (Łk 12,13-31) a także następującego po niej napomnienia, aby zdać się z ufnością na Boże prowadzenie: „Więc i wy nie pytajcie o to, co będziecie jeść i co będziecie pić, i nie martwcie się przedwcześnie. Tego wszystkiego bowiem ludy tego świata szukają; wie zaś Ojciec wasz, że tego potrzebujecie; Lecz szukajcie Królestwa jego, a tamto będzie wam dodane” (Łk 12, 29-31). Jednak pokarm, którym przede wszystkim Bóg żywi swój lud jest natury duchowej: „[…] nie samym tylko chlebem człowiek żyje, lecz człowiek żyć będzie wszystkim, co wychodzi z ust Pana” (5 Mż 8,3). Co znamienne Jezus wypowiedział te słowa wobec kusiciela, który proponował mu szukania pożywienia poza Bogiem. Jako ludzi potrzebujemy duchowej siły pochodzącej z zewnątrz od Boga, bo sami jesteśmy słabi. Jezus po nakarmieniu pięciu tysięcy powiedział tak: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale Ojciec mój daje wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chleb Boży to ten, który z nieba zstępuje i daje światu żywot. Wtedy rzekli do niego: Panie! Dawaj nam zawsze tego chleba! Odpowiedział im Jezus: Ja jestem chlebem żywota; kto do mnie przychodzi, nigdy łaknąć nie będzie, a kto wierzy we mnie, nigdy pragnąć nie będzie. […] Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i poumierali; Tu natomiast jest chleb, który zstępuje z nieba, aby nie umarł ten, kto go spożywa. Ja jestem chlebem żywym, który z nieba zstąpił; jeśli kto spożywać będzie ten chleb, żyć będzie na wieki; a chleb, który Ja dam, to ciało moje, które Ja oddam za żywot świata. Wtedy sprzeczali się Żydzi między sobą, mówiąc: Jakże Ten może dać nam swoje ciało do jedzenia? Na to rzekł im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, jeśli nie będziecie jedli ciała Syna Człowieczego i pili krwi jego, nie będziecie mieli żywota w sobie. Kto spożywa ciało moje i pije krew moją, ten ma żywot wieczny, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym” (J 6).

Siostro i bracie, dzisiejsza historia uczy nas, że Bóg zawsze pozostaje sobą, jest wierny, zależy mu na nas, szuka relacji z nami i daje konkretne dowody swojej troski. Izraelici mogli przetrwać 40 lat na pustkowiu dzięki mannie i przepiórkom. Boży Syn – Jezus Chrystus z miłości do nas umarł, aby nas uratować od śmierci i dać nam życie wieczne. Dzisiejsza historia uczy nas także, że warto ufać Bogu i patrzeć nieco poza horyzont tego co tu i teraz bo może właśnie jesteśmy w drodze do lepszego jutra. Warto przypominać sobie o Bożej wierności zwłaszcza wtedy, gdy jest nam źle a los płata figle, bo z Nim możemy przetrwać niejedną burzę, nie tylko piaskową. Amen 

ks. Karol Długosz