9. Niedziela po Trójcy Świętej

Podobne jest Królestwo Niebios do ukrytego w roli skarbu, który człowiek znalazł, ukrył i uradowany odchodzi, i sprzedaje wszystko, co ma, i kupuje oną rolę.

Dalej podobne jest Królestwo Niebios do kupca, szukającego pięknych pereł,

Który, gdy znalazł jedną perłę drogocenną, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją.

Ewangelia św. Mateusza 13,44-46

Ukryte, a zmienia wszystko

Zacznę od znanego cytatu: „Szukajcie najpierw Królestwa Bożego i Jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane.” (Mt 6,33). Tak, wiem – brzmi jak reklama sprzed wieków, ale kryje w sobie coś naprawdę wyjątkowego. Jezus przekonywał, że istnieją takie marzenia i takie cele, których nie widać na pierwszy rzut oka, a mimo to przewyższają wartością wszystko inne, co możemy osiągnąć na ziemi.

Ale bądźmy szczerzy. Kto chciałby już teraz doświadczyć pełni Bożego Królestwa? Kto chciałby dziś stanąć w obliczu wieczności, która ma być przecież tak piękna i szczęśliwa?
Może się mylę, ale zaryzykuję twierdzenie, że dla większości z nas Boże Królestwo w wieczności jest perspektywą wspaniałą, podnoszącą na duchu i dającą nadzieję, ale nie śpieszy nam się. Wolelibyśmy, o ile zdrowie pozwoli, pomęczyć się jeszcze trochę na tym padole łez, na tym grzesznym, upadłym świecie. I wcale nie próbuję żartować. Sam mam takie myśli i emocje. Tutaj jest to, co dobrze znam i kocham. Tutaj są ludzie mi najbliżsi. Tutaj doświadczam więzi, które nadają życiu wartość. Wiem, że nic na świecie nie trwa wiecznie. Ale dopóki trwa, dopóki siły na to pozwalają i mam dla kogo, chciałbym tego doświadczać.

Tradycja głosi, że osobą, która za życia mogła ujrzeć Królestwo był apostoł Jan, autor Apokalipsy. Tak opisał swoje doświadczenie: „W dzień Pański wpadłem w zachwycenie i usłyszałem za sobą głos potężny, jakby trąby, który rzekł: Wstąp tutaj, a pokażę ci, co się ma stać potem.” Widok był tak porywający, że Jan mógł jedynie wydusić: „Amen! Przyjdź rychło, Panie Jezu.”
Ale Jan zobaczył coś jeszcze. Zauważył, że Królestwo Boże nie jest jedynie wizją pozadoczesnej przyszłości. Da się go spotkać wcześniej, tu – na ziemi. I nie chodzi o jakieś metafizyczne, mistyczne wizje. Idzie o dostrzeżenie Królestwa wokół nas, w codziennym życiu. To może być wyzwanie. Jezus, z jakiegoś powodu, zachęcał:
– Nie czekajcie. Szukajcie. Starajcie się usilnie.

I choć te słowa mogą wydawać się odległe, może zbyt teologiczne, kryją w sobie jedno z najważniejszych pytań, które Jezus stawiał: czy naprawdę jesteś w stanie uwierzyć, że Królestwo Boże jest warte oddania wszystkiego, co na ziemi uważasz za cenne?

Być może, brzmi to trochę, jak zachęcanie do religijnego fanatyzmu. Bo jeśli odpowiedzią będzie: „TAK. Królestwo jest warte oddania wszystkiego, co na ziemi uważam za cenne”, można to rozumieć, że na pierwszym miejscu nie stawiam na przykład rodziny czy dzieci. Stawiam tam Boga i Jego Królestwo. To brzmi radykalnie, prawda? Musimy być więc szczerzy. Kto jest gotów oddać wszystko, co kocha, co stanowi powód, dla którego codziennie rano wstaje z łóżka? Kto miałby odwagę powiedzieć: „Bóg jest ważniejszy niż wszystko, co mam”? Czy to nie szaleństwo?
Na szczęście, nie musimy składać deklaracji, których nie możemy być pewni. Pamiętamy, że nawet najsilniejsi, którzy zapewniali, jak Piotr: „Panie, choćby wszyscy się Ciebie zaparli, to ja nigdy…” upadali potem szybciej, niż się tego spodziewali. Sądzę więc, że nie chodzi o deklaracje. Ale pytanie o priorytety pozostaje.

Pomyślmy jeszcze raz o tym, co jest dla nas najcenniejsze – o rodzinie, marzeniach, planach na przyszłość. A teraz wyobraźmy sobie, że staje przed nami Jezus i mówi: Przestań się o to wszystko zamartwiać. W zamian zrób coś innego. Spróbuj zmienić perspektywę, z której patrzysz na siebie, na bliskich i na świat. Co to znaczy? Jak to konkretnie zrobić?
Codziennie podejmujemy decyzje, które kształtują nasze życie. Mniej lub bardziej świadomie dokonujemy wyborów między tym, co jest dla nas ważniejsze, a tym, co jest mniej ważne. Czy spędzimy więcej czasu z rodziną, czy zainwestujemy dodatkowe godziny w pracę? Czy zadbamy o własny rozwój czy o komfort? Czy poświęcimy się realizacji marzeń czy wybieramy spełnianie oczekiwań innych? Każdy z tych wyborów ma swoje konsekwencje. Brak świadomego wyboru także jest wyborem.

Zaniedbanie relacji osobowych czy ziemskich obowiązków na rzecz wyborów religijnych ocierałoby się o fanatyzm. Dlatego mam przekonanie, że gdy Jezus porównywał Królestwo Boże do perły czy do skarbu, chciał abyśmy otwarli się na myśl, że wszystko, co mamy, wszystko, co nadaje życiu wartość i sens, ma swoje źródło w Bogu i do Boga ostatecznie zmierza.
Nie mamy pełnej kontroli nad swym życiem. Możemy ciężko zachorować, bez względu na to, ile wysiłku włożymy w zdrowy tryb życia, możemy stracić pracę, niezależnie od tego jak mocno jesteśmy w nią zaangażowany. Także relacje z bliskimi nie zależą wyłącznie od nas. Krótko mówiąc, są rzeczy, na które mamy jakiś wpływ, ale jednocześnie wiele, a może nawet większość od nas nie zależy. Nie mieliśmy wpływu na to, kiedy i gdzie się urodzimy, nie wiemy, kiedy odejdziemy, czy za kolejnym zakrętem jest szczęśliwy dzień czy życiowa burza? To jak wypuszczenie balonu w niebo, bez większego wpływu na to, gdzie wyląduje.

I o tę świadomość chodzi: – Ja nie wiem, ale jest ktoś, kto wie. Ktoś, kto wszystko spaja, nadaje sens i sprawia, że nic nie dzieje się z przypadku.
Szukanie Królestwa, potraktowanie go jak skarbu czy drogocennej perły nie oznacza odwrócenia się do codzienności. Przeciwnie – to świadomość jej głębi i sensu. Nie chodzi też o zbudowanie metaforycznego podium i nieco sztuczne stawianie na pierwszym stopniu Boga i Jego Królestwa, a na niższych stopniach wszystkiego innego. Mam wrażenie, że taki obraz, gdy się zradykalizuje, może prowadzić do wyobrażeń o budowaniu państwa religijnego czy teokracji, które zwykle – znamy to z historii – kończyły się przemocą. Zresztą pomylenie idei Bożego Królestwa z ideą państwa religijnego czy wyznaniowego, jest jednym z najbardziej dramatycznych błędów, które potrafią zmienić Ewangelię w machinę bezwzględnego prawa religijnego. Ten mechanizm jest znany w każdej wielkiej religii, a do czego w praktyce prowadzi, wszyscy wiemy.

Dlatego ideę Bożego Królestwa na ziemi rozumiem bardziej osobiście jako umieszczenie moich spraw, doświadczeń, marzeń, wszystkiego na co mam wpływ i na co wpływu nie mam, w kontekście, który obejmuje i scala Bóg. To zmienia perspektywę – sprawia, że Królestwo Boże, przestaje być czymś odległym, co dobrze, że jest, ale póki co, wolelibyśmy tam się nie udawać. Zaczynamy je odkrywać w naszych decyzjach, w bliskich relacjach, w małych aktach dobroci, w każdej chwili poświęconej innym i w każdej sytuacji, z którą się mierzymy.
Pewien starszy człowiek, który mieszkał nad morzem, codziennie o świcie wychodził z domu i udawał się na plażę. Następnie przez ponad godzinę szedł plażą w wrzucał z powrotem do wody rozgwiazdy, które fale w nocy wyrzuciły na piasek. Ktoś zapytał go, dlaczego to robi, przecież w ten sposób uratuje niewiele rozgwiazd? On odpowiedział, trzymając jedną z nich w ręku: „Dla tej jednej to ma znaczenie”.

Być może czasami jakieś decyzje czy działania wydają się małe, właściwie bez znaczenia w obliczu wielkich problemów świata. Ale dla kogoś, komu podamy rękę, wesprzemy dobrym słowem, okażemy współczucie – dla tego jednego serca, które podniesiemy na duchu – będzie to drogocenną perłą i skarbem. Może nikt o tym nie napisze, nie ogłosi w wiadomościach, ale nie o to chodzi. Jezus zresztą o tym mówił: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie” Łk 17,20.
Wyobraźmy, że każdy z nas, na wzór kupca szukającego pereł, codziennie szuka możliwości, aby uczynić coś wartościowego, co sprawi, że najbliższy świat stanie się choć odrobinę lepszy. To właśnie te drobne gesty, choć wydają się małe i nieznaczące, mają ogromną moc. Każde dobro, które czynimy, buduje Królestwo Boże. Wszyscy mamy potencjał, aby być dla kogoś światłem, przynieść nadzieję i radość.

Życzę nam wszystkim, aby nasze serca były coraz bardziej otwarte na te skarby codzienności. Aby nasze oczy dostrzegały piękno w małych gestach miłości. I aby każdy gest dobrej woli, był krokiem do budowania Bożego Królestwa, nie w niebie – tam nie trzeba go nam budować– ale tu na ziemi, gdzie bardzo go potrzebujemy

ks. Marcin Orawski