ANTROPOLOGIA BIBLIJNA

Wreszcie Diatryba dochodzi do miejsc przytoczonych przez Lutra przeciwko wolnej woli, by i te zbijać, a z nich pierwszym jest Gen. r.6, w.3: „Nie pozostanie Duch mój w człowieku, ponieważ jest ciałem”. To miejsce zbija w różny sposób. Najpierw powiada, że tutaj „ciało” oznacza nie „bezbożne uczucie”, lecz „słabość”. Następnie rozszerza tekst Mojżeszowy, że wypowiedź jego dotyczy ludzi ówczesnego wieku, a nie całego rodzaju ludzkiego, i że dlatego powiedziała „w owych ludziach”. A zarazem nie odniosła tego do wszystkich ludzi owego wieku, skoro Noe zostaje wyjęty. Wreszcie, że w tekście hebrajskim wypowiedź taka ma inne brzmienie, oznacza mianowicie łagodność, a nie surowość Boga, a to za sugestią Hieronima, by nas może przekonać, że skoro ta wypowiedź dotyczy nie Noego, lecz ludzi obciążonych zbrodnią, to do Noego odnosi się nie łagodność lecz surowość Boga, do bezbożnych zaś nie (734) surowość, lecz łagodność. Lecz porzućmy te igraszki Diatryby, która wszędzie daje do zrozumienia, że samo Pismo św. uważa za baśnie. Nad tym co Hieronim tu plecie, nie będziemy się zatrzymywali, jest rzeczą pewną, że to niczego nie dowodzi. Nie dysputujemy też o tym, co ma na myśli Hieronim, lecz jaki jest sens Pisma św. Niech fałszerz Pisma św. zmyśla, że „Duch Boży” oznacza „gniew”. My powiadamy, że brak dwojakiego dowodu, po pierwsze, że nie może przytoczyć ani jednego miejsca Pisma św., w którym branoby Ducha Bożego za gniew, gdy przeciwnie Duchowi wszędzie przypisywana jest dobroć i łagodność. Następnie, jeśliby w jakiś sposób dowiódł, że gdzieś możnaby „ducha” brać za „gniew”, to jednak nie mógłby od razu dowieść, że stąd koniecznie wynika, iż i w tym miejscu tak to należy przyjąć. Niech więc nawet zmyśla, żeby słowo „ciało” brać w sensie „słabość”, to jednak również niczego nie dowiedzie. Albowiem, że Paweł nazywa Koryntian „cielesnymi”, to z pewnością oznacza nie „słabość”, lecz „błąd”, bo przecież łaje ich za to, że zajmują się partyjnictwem i rozłamami, a to nie jest słabość lub brak zrozumienia w dziedzinie dokładniejszej nauki, lecz złość i „stary kwas”, który nakazuje oczyszczać. Przyjrzyjmy się tekstowi hebrajskiemu.

„Nie będzie duch mój ustawicznie (na wieki) sądził człowieka, gdyż jest ciałem”. Tak bowiem brzmią dokładnie słowa Mojżesza. A jeślibyśmy porzucili nasze „senne marzenia”, to jednak (tak sądzę) brzmią tam te słowa dosyć jasno i wyraźnie. Że zaś są to słowa Boga zagniewanego, no to dostatecznie wskazują słowa poprzedzające i następujące, z ich urzeczywistnieniem, którym jest potop. Przyczyną bowiem, że zostały one wypowiedziane było to, że synowie ludzcy brali sobie żony z czystej tylko cielesnej chuci, następnie po tyrańsku uciskali ziemię, tak iż po prostu zmusili zagniewanego Boga do przyśpieszenia potopu i do odroczenia go zaledwie o 120 lat, podczas gdy w przeciwnym razie nigdy nie byłby go sprowadził. Czytaj Mojżesza i rozważ, a zobaczysz wyraźnie, że on to ma na myśli. Cóż zaś dziwnego w tym, jeżeli Pismo św. jest niejasne, lub jeżeli przy jego pomocy możesz ustanowić nie tylko wolną wolę, lecz także Bożą wolę, skoro wolno z nim tak dowolnie się obchodzić, jak gdybyś w nim poszukiwał historyjek zestawionych ze strof Wergiliusza. Oczywiście, (735) to nazywa się potem rozsupływać węzły i przez wykład rozstrzygać zagadnienia. Lecz Hieronim i jego mistrz Origenes napełnili świat tymi bredniami i stali się twórcami tego zaraźliwego przykładu, by nie ubiegać się o uchwycenie treści Pisma Świętego w całej jego prostocie. Mnie wystarczał wynikający z tego cytatu dowód, iż Boży autorytet nazywał ludzi „ciałem”, i to ciałem tak dalece, że Duch Boży nie mógłby między nimi pozostać, lecz w oznaczonym czasie miałby być od nich odwołany. Że bowiem Bóg zaprzecza to, iż Duch jego będzie na wieki ludzi sądził, ustala zaraz potem w ten sposób, iż zapowiada 120 lat, w ciągu których jeszcze nadal będzie ich sądził. Przeciwstawia zaś ducha ciału, ponieważ ludzie, będąc ciałem, nie dopuszczają do siebie ducha, sam zaś będąc Duchem, nie może uznać ciała, z tego zaś wynika, że musi on być odwołany po 120 latach. Ten cytat z księgi Mojżeszowej tak powinno się rozumieć : „Duch mój, który jest w Noem i w innych świętych mężach, karci owych bezbożnych przez słowo kazania i przez życie nabożnych”. Być bowiem sędzią wśród ludzi znaczy działać wśród nich w służbie Słowa, karcić, napominać, gromić w każdy czas, dogodny czy niedogodny (II Tym. r.4, w.2), lecz daremnie; tamci bowiem, zaślepieni cielesnością i zatwardziali, stają się tym gorszymi, im więcej się ich poucza, tak jak dzieje się stale, ilekroć Słowo Boże przychodzi na świat: tym gorszymi się stają, im więcej się ich wychowuje. Ta też przyczyna sprawiła, iż przyśpieszony został gniew, tak jak i tam przyśpieszony został potop, gdy to już nie tylko grzech się popełnia, lecz i łaska zostaje wzgardzona, i jak to Chrystus powiada: „Gdy światłość przyszła na świat, ludzie znienawidzili światłość” (Jan. r.3, w.19).

Ponieważ więc ludzie są ciałem, jak to sam Bóg zaświadcza, to niczego innego nie umieją jak tylko grzeszyć; a ponieważ nawet wtedy, gdy Duch Boży wśród nich nawołuje i poucza, stają się gorszymi, to cóż dopiero się dzieje, gdy są pozostawieni samym sobie, bez Ducha Bożego ? Także tutaj nie ma to nic do rzeczy, że Mojżesz mówi o ludziach tamtego wieku, gdyż to samo dotyczy wszystkich ludzi, skoro wszyscy są ciałem, jak Chrystus mówi u Jana r.3, w.6: „Co się narodziło z ciała, ciałem jest”. A jak ciężkim to jest niedomaganiem, sam również poucza tam, gdzie mówi: „Nikt nie może wejść do Królestwa Bożego, chyba że się na nowo narodzi” (Jan. r.3, w.5). Niechaj przeto wie każdy

chrześcijanin, że Origenes i Hieronim wraz ze wszystkimi swoimi zwolennikami zgubny popełniają błąd, gdy zaprzeczają, że w tych cytatach wyraz „ciało” jest brany w sensie „bezbożny afekt”. Albowiem i owa wypowiedź w I liście do Kor. r.3, w.3 „Jeszcze cielesnymi jesteście” dotyczy bezbożności. Paweł bowiem chce tutaj wyrazić to, że „jeszcze są między nimi bezbożni”, i że nawet nabożni, w miarę tego jak cieleśnie są usposobieni, są cielesnymi, choć nawet przez Ducha są usprawiedliwieni. Krótko mówiąc: zauważysz to w Piśmie św., że wszędzie tam, gdzie rzecz jest o ciele w przeciwieństwie do ducha, tam powinnaś przez „ciało” rozumieć zawsze coś przeciwnego duchowi, jak np. tam, Jan r.6, w.63: „Ciało nic nie pomaga”. Gdzie zaś mowa u nim w sensie oderwanym, to wiedz, że tam oznacza to jakość i istotą cielesną, jak np. w tym słowie, Mat. r.19, w.5: „Będą dwoje w jednym ciele”. Jan r.6, w.55: „Ciało moje jest pokarmem”. Jan r.1, w.14: „Słowo stało się ciałem”. W tych miejscach będziesz mógł, tłumacząc słowo (736) hebrajskie, powiedzieć: „ciało” zamiast „ciało-mięso”. Język hebrajski bowiem jednym wyrazem („basar”) określa dwie rzeczy: to, co my określamy jako mięso, i to, co my określamy jako ciało. I bardzo chciałbym, aby w całym tekście Pisma św. były te wyrazy oddawane przez dwa odrębne, słowne określenia. Tak tedy sądzę, że ten mój cytat z Gen. r,6 nadal mocno świadczyć będzie przeciwko wolnej woli, skoro zostaje dowiedzione, że to o ciało chodzi, gdy Paweł w liście do Rzym. r.8, w.7 powiada (jak to na tym cytacie jeszcze zobaczymy) że „nie może poddać się Bogu”i że, jak nawet sama Diatryba powiada, „nie może chcieć nic dobrego”.

Drugi cytat, to Gen. r.8, w.21 „Myśl serca ludzkiego skłonna jest do złego od samej młodości swojej” i r.6, w.5 „Wszelka myśl serca ludzkiego nastawiona jest do złego” po wsze czasy. Te teksty Diatryba wymija w ten sposób: „Skłonność do złego, która jest u większości ludzi, nie wyklucza całkowicie wolności woli”. Ale zadaję tu uroczyste pytanie: Czy Bóg mówi o większości ludzi, a nie raczej o wszystkich, skoro po potopie, jakgdyby żałując, przyobiecuje pozostałym i przyszłym ludziom, że już nie sprowadzi nigdy potopu z powodu człowieka, podając jako przyczynę to, że człowiek jest skłonny do złego, jakgdyby powiadał, że „jeśliby miano brać wzgląd na złość ludzką, to nie należałoby nigdy zaniechać potopu, lecz Ja już nigdy nie będę brał względu na to, co zasługują”. Tak tedy widzisz, że Bóg twierdzi, iż ludzie są zarówno przed potopem jak i po potopie źli, a zatem nie ma żadnego znaczenin to, co Diatryba mówi o „wiekszości”.

Następnie skłonność czy ochota człowieka do złego zdaje się być dla Diatryby sprawą małej wagi, jak gdyby to w naszej mocy było ją w sobie wzbudzić albo ją powstrzymać, podczas gdy Pismo św. określa przez tę skłonność owo ustawiczne gwałtowne porywanie i napady woli w kierunku zła. Lecz dlaczego i tutaj nie zajrzał do tekstu hebrajskiego, gdzie Mojżesz nic nie mówi o skłonności ? Wtedy nie miałbyś żadnej podstawy do dowcipkowania i wykrętów. Oto bowiem w Gen. r.6, 3.5 jest napisane: „”kol jeser mahszebot libbo rak ra kol hajjom”, to znaczy: „wszelki wytwór myśli serca jego jest tylko zły po wszystkie dni”. Nie mówi „zamysł” lub „skłonność do złego”, lecz że człowiek przez całe życie w ogóle nie co innego wymyśla i myśli jak tylko zło; istota jego złości opisana jest tak, iż nie czyni inaczej i nie może czynić inaczej, skoro jest zła. Ani bowiem, jak zaświadcza Chrystus, złe drzewo nie może przynosić innych owoców jak tylko złe (Mat. r.7, w.17). Na to zaś, co Diatryba plecie, dlaczego zostaje dany okres czasu na upamiętanie, jeżeli ani odrobina odmiany na lepsze nie zależy od wolnej woli, lecz wszystko dzieje się z konieczności, ja odpowiadam: że to samo może powiedzieć do wszystkich Bożych przykazań: „Po co daje przykazania, jeżeli wszystko dzieje się z konieczności ?” Otóż przykazania daje, by wychowywać i napominać, aby upokorzeni przez poznanie swojej złośliwości, doszli do łaski, jak to już wiele razy było powiedziane. Więc także ten cytat ostoi się nadal jako niezwyciężony argument przeciwko wolnej woli.

Trzecim cytatem jest ów z Izajasza r. 40, w.2: „W dwójnasób otrzymał z ręki Pana za wszystkie swoje grzechy”. Diatryba mówi, że Hieronim wykłada to jako odpłatę Boga, a nie jako udzieloną mimo złych uczynków łaskę. Słyszę (737) tutaj taką argumentację: „Tak powiada Hieronim, a więc jest to prawda”. Ależ ja dysputuję o Izajaszu, który w bardzo jasnych słowach się wypowiada, a przeciwstawiony mi zostaje Hieronim, człowiek, by nie powiedzieć tu czegoś ostrzejszego, ani nie odznaczający się jasnym sądem, ani pilnością. Gdzie podziała się nasza obietnica, że zgodziliśmy się na to, iż chcemy posługiwać się samym tylko Pismem Świętym, a nie ludzkimi komentarzami ? Cały ten rozdział Izajasza, jak o tym świadczą ewangeliści (Mat. r.3, w.3), mówi o odpuszczeniu grzechów zwiastowanym przez Ewangelię, gdzie to powiadają oni o tym, iż odnosi się to do Jana Chrzciciela, „głosu wołającego na puszczy”. A my mamy zgodzić się na to, by Hieronim swoim zwyczajem zaślepienie żydowskie wstawiał w miejsce sensu historycznego a nastąpnie swoje niedorzeczności wysuwał jako alegorię, abyśmy dzięki odwróceniu zasad gramatycznych pojmowali cytat traktujący o odpuszczeniu grzechów jako cytat o odpłacie ? Zapytuję uroczyście: Jaka odpłata została dokonana przez kazanie o Chrystusie ? Lecz przyjrzyjmy się samym słowom w tekście hebrajskim: „Cieszcie się – powiada – cieszcie się, ludu mój”, albo „Cieszcie lud mój – mówi Bóg wasz”. (Iz. r.40, w.1). Sądzę, że nie domaga się odpłaty ten, kto nakazuje pocieszać. A dalej idą słowa: „Mówcie do serca Jeruzalemu i zwiastujcie mu” (r. 40, w.2). Jest to zwrot hebrajski: „mówić do serca”, a znaczy on: „mówić rzeczy dobre, słodkie i przyjemne”, jak to jest i w

Gen. r.34, w.3: „Sychem mówi do serca Diny, którą zbeszcześcił !” to znaczy „smutną uspokajał pochlebstwami”, jak to oddał nasz tłumacz. Jakiego rodzaju są te dobre i słodkie rzeczy, które kazał im zwiastować ku ich pocieszeniu, to wyjaśnia, powiadając: „Ponieważ skończyło się jego wojowanie przez to, iż darowana jest nieprawość jego, odebrał bowiem z ręki Pana w dwójnasób za wszystkie grzechy swoje”. „Wojowanie”, zamiast którego nasze kodeksy błędnie mają wyrażenie „złość – złośliwość, zdaje się według niektórych odważnych hebrajskich gramatyków oznaczać „pewien określony czas”, tak bowiem pojmują tekst Joba r.7, w.1: „Twardą służbą jest życie człowieka na ziemi” to znaczy, że „czas jego jest określony”. Mnie odpowiada to proste rozumienie tego słowa, jak podają gramatyka i słownik – jako „wojowanie = okres służby wojskowej”, tak iż powinnaś rozumieć, że Izajasz mówi tutaj o biegu życia i o trudzie ludu pod Zakonem jakby o służbie żołnierskiej. Tak bowiem Paweł chętnie porównuje zarówno kaznodziejów jak i słuchaczy Słowa z żołnierzami, gdy np. Tymoteuszowi nakazuje być dobrym żołnierzem i wieść dobry bój (II Tym. r.2, w.3). Koryntian zaś porównuje z zawodnikami na stadionie (I Kor. r.9, w.24) oraz powiada dalej, że nikt nie otrzyma wieńca, jeżeli nie będzie prawidłowo walczył (II Tym. r.2, w.5). Również Efezjan i Tesalończyków przyobleka w oręż (Ef. r.6, w.13, I Tes. r.5, w.8) – o sobie też z chlubą mówi, że dobry bój bojował (II Tym. r.4, w.7), i inne tym podobne. Tak i w hebrajskim tekście I Król. r.2, = Sam. r.2, w.22 jest napisane, że synowie Heliego sypiali z kobietami odbywającymi swoją służbę w drzwiach Namiotu Przymierza, o służbie których również Mojżesz wspomina w Ex. r.38. w.8. I stąd Bóg owego ludu nazwany jest „Panem Zastępów”, to jest „Panem wojowania czyli wojsk”.

Izajasz więc ogłasza, że owa służba wojskowa „ludu będącego pod Zakonem”, (ponieważ pod Zakonem jakoby pod nieznośnym ciężarem byli dręczeni, jak o tym świadczy Piotr w Dziejach Apost. r.15, w.10) powinna być zakończona, a oni uwolnieni od Zakonu mają być przeniesieni do nowej wojskowej służby Ducha. Dalej: owo zakończenie tamtej (738) najcięższej wojskowej służby a podjęcie nowej a najwolniejszej nie będzie im dane mocą własnej ich zasługi, skoro jej ani unieść nie mogli, lecz owszem raczej wbrew temu, na co zasługują, ponieważ ich służba wojskowa kończy się tak, iż z łaski, darmo darowana im zostaje ich nieprawość. Tu nie ma słów niejasnych lub dwuznacznych. Mówi (scl. Izajasz), że ta służba wojskowa ma się skończyć dlatego, że darowana zostaje jego nieprawość, wyraźnie dając do zrozumienia, że wojownicy pod Zakonem nie spełniali Zakonu, ani spełnić nie mogli, lecz pełnili służbę grzechu i byli wojownikami jako grzesznicy tak jak gdyby Bóg mówił: „Jestem zmuszony darować im grzechy, jeżeli chcę, aby Zakon był przez nich spełniony, owszem nawet jestem zmuszony znieść Zakon, ponieważ widzę, że oni nie mogą nie grzeszyć najbardziej zaś wtedy, kiedy wiodą bój, to znaczy usiłują o własnych siłach Zakon w czyn wprowadzić”. Albowiem to słowo hebrajskie „nieprawość jest darowana” oznacza „za darmo okazane dobre upodobanie”, w nastąpstwie czego darowana zostaje nieprawość, bez wszelkiej zasługi, owszem wbrew temu, na co zasługują. A to jest ta myśl, którą podsuwa, gdy powiada: „Odebrał bowiem z ręki Pana w dwójnasób za wszystkie swoje grzechy”, to znaczy, jak powiedziałem: nie tylko odpuszczenie grzechów, lecz także skończenie wojowania, to zaś nie jest niczym innym jak tym, że mają po zniesieniu Zakonu, który był siłą grzechu, i po darowaniu grzechu, który był bodźcem śmierci, panować w podwójnej wolności dzięki zwycięstwu Jezusa Chrystusa. To jest to, co Izajasz wyraża w słowach: „z ręki Pana”; nie uzyskali tego bowiem przez własne siły lub zasługi, lecz otrzymali to, gdyż Chrystus zwyciężył i obdarza. Wyrażenie hebrajskie „we wszystkich grzechach” – znaczy to samo, co po łacinie się mówi: za albo z powodu grzechów, jak to jest u Ozeasza r. 12, w.13 że „Jakub służył za żonę swoją”, a w Ps.17, w.9 „Otoczyli i osaczyli mnie w duszy”, to znaczy „ze względu na duszę…” Izajasz więc odmalowuje to, na co my zasługujemy, a dzięki czemu zyskujemy ową podwójną wolność, mianowicie i w postaci końca służby Zakonowi, i w postaci darowania grzechu, tak jak gdyby to nie było niczym innym, jak tylko grzechami, i tylko grzechami. Czyż więc mamy pozwolić na to, by ten najpiękniejszy niezwyciężony cytat przeciwko wolnej woli miał zostać zbrukany żydowskimi brudami, doczepionymi doń przez Hieronima i Diatrybę ? Nie ma mowy ! Pozostaje w mocy mój, przeze mnie zacytowany Izajasz jako pogromca wolnej woli i orzeka, że łaska zostaje darowana nie na podstawie zasług lub za usiłowanie wolnej woli, lecz mimo grzechów i mimo braku zasług, że wolna wola o własnych siłach nie może nic innego jak tylko wykonywać wojskową służbę grzechu, i to tak dalece, że i sam Zakon, o którym sądzi się, że dany jest ku pomocy, staje się dla niej nieznośnym i jeszcze większym czyni ją grzesznikiem, gdy ona pod nim służbę wojskową pełni.

Co zaś dotyczy tematu rozpatrywanego przez Diatrybę, że – chociaż przez Zakon grzech się pomnaża, a gdzie grzech się pomnożył, tam i łaska bardziej obfituje (Rzym. r.5, w.20), to jednak z tego nie wynika, że człowiek przed nastaniem łaski, która czyni go miłym, wsparty pomocą Bożą, nie może przez uczynki moralnie dobre przysposobić się naprzód do przyjęcia przychylności Boga. Dziwi mnie to, że Diatryba mówi to sama do siebie, a nie zaczerpnęła tego z jakiejś skądinąd przysłanej lub wziętej karty, a włączyła to do swojej książki. Ani bowiem nie widzi, ani nie słyszy tego, co własne jej słowa oznaczają. Jeżeli przez Zakon grzech się pomnaża, to jak to jest możliwe, że człowiek może przez moralne czyny przysposobić się naprzód do przyjęcia przychylności Boga ? Jakim sposobem mają pomóc uczynki, gdy Zakon nie pomaga ? Albo czymże innym to jest, że przez Zakon grzech się pomnaża, jak nie tym, że uczynki (739) spełniane według Zakonu są grzechami ? Lecz o tym będzie mowa gdzieindziej.

Co zaś znaczy ta wypowiedź Diatryby, że człowiek, wsparty pomocą Bożą, może uczynkami moralnymi przysposobić się do przyjęcia przychylności Boga ? Czy dysputujemy o Bożej pomocy, czy o wolności woli ? Cóż bowiem nie byłoby możliwe z pomocą Bożą ? Lecz to jest właśnie to, co powiedziałem, że Diatryba pogardliwie traktuje tą sprawę, którą prowadzi, i dlatego tak chrapie i ziewa, gdy mówi ! A jednak przytacza jako przykład owego setnika Korneliusza z Dziejów Apostolskich r.10, w.1nn., że jego modlitwy i jałmużny już znalazły upodobanie, chociaż jeszcze nie był ochrzczony i jeszcze nie otrzymał Ducha świętego. Ja również czytałem Dzieje Apostolskie napisane przez Łukasza, a jednak nie znalazłem ani w jednej głosce wypowiedzianego zdania o tym, że uczynki Korneliusza były moralnie dobrymi bez Ducha św., jak majaczy Diatryba. Owszem, znajduję raczej odwrotne zdanie, że był sprawiedliwy i bogobojny, tak bowiem określa go Łukasz (Dz. Ap. r.10, w.2). Być nazwanym sprawiedliwym i bogobojnym bez Ducha św., to to samo, jakby się mówiło, że Belial to Chrystus. Dalej: Całe to rozważanie wychodzi na to, że Korneliusz jest czysty przed Bogiem, również według świadectwa owego widzenia, zesłanego Piotrowi z nieba i strofującego jego samego; tak wielkimi słowami i zjawiskami wielbi Łukasz sprawiedliwość i wiarę Korneliusza. Niemniej Diatryba i zgodni z nią sofiści mimo swoich otwartych oczu przy najjaśniejszym świetle słów i wyrazistości zjawisk są ślepi i widzą coś wręcz przeciwnego. Tak wielki jest brak uwagi przy czytaniu i rozpatrywaniu Pisma św., które wtedy musi się zniesławiać jako niejasne i dwuznaczne. Niech będzie tak, że Korneliusz nie był wtedy jeszcze ochrzczony i jeszcze nie słyszał słowa o Zmartwychwstałym Chrystusie ! Czy wynika stąd, że był bez Ducha św.? W taki sposób i o Janie Chrzcicielu i jego rodzicach, a nawet o Matce Chrystusa i o Symeonie będziesz musiał powiedzieć, że byli bez Ducha św. Lecz precz z tak grubą powłoką mroków !

Czwarty cytat z tego samego rozdziału Izajasza = r.40, w.6nn.: „Wszelkie ciało jest trawą i wszelka chwała jego jak kwiat trawy. Usycha trawa i kwiat trawy opada, gdyż Duch Pana powiał na nią… itd”. Mojej Diatrybie wydaje się, że to jest zbyt śmiałe odnosić słowa do łaski i wolnej woli. Zapytuję: Dlaczego to ? A ona odpowiada: Ponieważ Hieronim przyjmuje to słowo duch (spiritus) w znaczeniu „oburzenie-gniew”, a słowo „ciało” w znaczeniu „słabej kondycji” człowieka, która przeciwko Bogu nic nie wskóra. I znowu wysuwa mi się tutaj brednie Hieronima w miejsce słów Izajasza, toteż muszę mocniej aniżeli samą Diatrybę zwalczać w sobie obrzydzenie, jakim mnie napawa tak wielki brak dbałości u Diatryby, by nie rzec czegoś ostrzejszego. Lecz nasz sąd o zdaniu Hieronima wypowiedzieliśmy już nieco powyżej. Porównajmy więc – jeśli wolno – Diatrybę z nią samą. Powiedziała ona – że ciało jest to „słaba kondycja człowieka” – zaś duch (spiritus), to „gniew-oburzenie” Boga. Czyż więc Boże oburzenie-gniew nie ma nic innego do wysuszenia jak tylko ową biedną i słabą kondycję człowieka, którą powinnaby raczej podnieść ? Lecz dalej jest jeszcze coś piękniejszego: „Kwiatem trawy jest chwała, która się rodzi z powodzenia rzeczy cielesnych. (740) Żydzi chlubili się świątynią, obrzezką, ofiarami, Grecy mądrością”. A więc kwiatem trawy i chwałą ciała jest sprawiedliwość z uczynków i mądrość świata. Jakim tedy sposobem Diatryba zwie sprawiedliwość i mądrość rzeczami cielesnymi ? Jak to teraz odnieść do samego Izajasza, który własnymi słowy sam się objaśnia, powiadając: „Zaiste ludzie są tą trawą” (Iz. r.40, w.7); nie powiada zaś: „Zaiste, trawą jest słaba kondycja człowieka”, lecz „ludzie-lud), i pod przysięgą to potwierdza. Cżymże zaś są ludzie-lud ? Czy sama tylko kondycja człowieka jest słaba ? Otóż nie wiem, czy Hieronim uważa za słabą kondycję człowieka samo stworzenie, czy los człowieka, czy biedny stan człowieka. Lecz czy jest tak, czy owak, zaiste, znakomitą chwałę i obfitą zdobycz przynosi to gniewowi Bożemu, że raczej wysusza biedne stworzenie i nieszczęsnych ludzi, aniżeli rozprasza pysznych, zsadza z tronu możnych, a bogatych odprawia z niczym, jak to nuci Maria (Łuk. r.1, w. 5lnn.). Lecz pozostawmy tę maskaradę a wróćmy do Izajasza ! Powiada on: „ludzie są tą trawą”, ludźmi zaś nie jest samo tylko ciało, czy słaba kondycja ludzkiej natury, lecz obejmuje tym słowem wszystko, cokolwiek jest w ludzie, mianowicie bogaczy, mędrców, sprawiedliwych, świętych, chyba że do ludu żydowskiego nie należeli faryzeusze, starsi, książęta, dostojnicy, bogacze itd. Kwiatem trawy słusznie zwana jest chwała, mianowicie dlatego, że chlubili się królestwem, państwem, najwięcej zaś Zakonem, Bogiem, sprawiedliwością i mądrością, jak Paweł o tym rozprawia w liście do Rzym. r.2, w.17, r.3, w.9 i r.9, w.4 ii.

Lecz gdy Izajasz powiada: „Wszelkie ciało”, to czy ma co innego na myśli, jak nie wszelki kwiat, czyli cały lud ? Nie powiada bowiem ogólnie „ciało”, lecz „wszelkie ciało”. Do ludu zaś należy dusza, ciało, umysł, rozum, sąd i w ogóle wszystko, co jako coś szczególnego w człowieku można wymienić lub znaleźć. Ten bowiem kto mówi: „Wszelkie ciało jest trawą”, nikogo nie wyklucza, jak tylko ducha, który wysusza, niczego także nie pomija ten, kto mówi: „ludzie są trawą”. Porzuć więc wolną wolę, porzuć wszystko, co można w ludziach za najwyższe i najniższe uważać, wszystko to Izajasz zwie ciałem i trawą. Gdyż te trzy rzeczowniki: ciało, trawa, ludzie (lud), oznaczają w tym miejscu jedno i to samo, jak zaświadcza sam ten, który jest autorem książki. Następnie ty sam twierdzisz, że mądrość Greków i sprawiedliwość Żydów, które przez Ewangelię zostają wysuszone, są trawą lub kwiatem trawy. Czy sądzisz że mądrość nie była u Greków czymś najprzedniejszym z tego, co posiadali, a u Żydów sprawiedliwość nie była czymś najprzedniejszym z tego, na co mogli się zdobyć ? Udowodnij ty, że jest coś przedniejszego ! Gdzież więc jest twoja pewność siebie, z jaką – jak myślę – zelżyłeś także Filipa powiadając: „Jeżeli ktoś twierdzi, że to, co w naturze człowieka jest najprzedniejszego nie jest niczym innym jak ciałem”, to znaczy, czymś bezbożnym, to ja z łatwością z tym się zgodzę, jeżeli to, co twierdził, nauczał na podstawie świadectw Pisma św. Masz tutaj Izajasza, który o ludziach pozbawionych Ducha Pańskiego wielkim głosem woła, że są ciałem, chociaż ty i tak nie chcesz tego słyszeć. Ty masz swoje własne wyznanie i zwiesz mądrość Greków (może nieco nierozważnie) trawą lub chwałą trawy, (741) co jest tym samym, jak gdybyś powiedział, że ona jest ciałem chyba, że twierdzisz, iż mądrość Greków nie dotyczy rozumu, albo jak ty powiadasz, owego wiodącego czynnika (igemonicon), to znaczy naczelnej części człowieka. Posłuchaj, proszę, jeżeli już nami pogardzasz, przynajmniej siebie samego, gdy mówisz rzeczy słuszne, dlatego, ponieważ moc prawdy cię zniewala. Masz słowa Janowe r.3, w.6: „Co się narodziło z ciała, ciałem jest, co się narodziło z ducha, duchem jest”. Owo miejsce, które wyraźnie przekonywa o tym, że co nie jest narodzone z ducha, jest ciałem, w przeciwnym razie nie istniałby podział Chrystusowy, gdzie On wszystkich ludzi dzieli na dwie części, na ciało i na ducha, to miejsce więc, jakgdyby ono nie uczyło cię o tym, czego ty poszukujesz, ty odważnie pomijasz, i swoim zwyczajem rwiesz się gdzieindziej, wywodząc w międzyczasie, że Jan powiada, iż wierzący z Boga się rodzą i synami Bożymi się stają, owszem nawet Bogami i nowym stworzeniem. Dbasz nie o to, co z tego podziału jako wniosek wynika, lecz dufny w swoją retorykę w obojętnych słowach pouczasz nas o tym, kto znajduje się po jednej stronie tej linii podziału, jakgdyby nie było nikogo, kto zauważyłby owo pominięcie i tak podstąpne zniekształcenie.

Trudno: jest uwierzyć w to, że ty w tym miejscu nie jesteś podstępny i obłudny. Kto bowiem opracowuje Pismo św. z taką przebiegłością i obłudą, z jaką ty to czynisz, ten będzie mógł z wszelką pewnością wyznać o sobie, że jeszcze nie jest dostatecznie obznajomiony z Piamem św., lecz chce się z nim zaznajomić, chociaż przy tym niczego mniej nie chce jak tego właśnie, a plecie o tym li tylko ku zniewadze nader jasnego światła zawartego w Piśmie św., i ku upiększeniu swojego własnego uporu. Tak Żydzi aź do dnia dzisiejszego powiadają, że Pismo św: nie daje dowodu na to, czego nauczali Chrystus, Apostołowie i cały Kościół. Heretycy nijak nie dają się pouczyć przez Pismo św. Papiści dotąd nie są przez Pismo św. pouczeni, choćby nawet kamienie krzyczały o prawdzie, Łuk, r.19, w.40. Może oczekujesz tego, że z Pisma św. należy wydobyć takie miejsce, które składałoby się z takich liter i głosek, jak te: „Najważniejszą częścią w człowieku jest ciało”; albo „tym co najznakomitszego jest w człowieku, jest ciało”, inaczej okazałbyś się niezwyciężonym zwycięzcą, tak jak gdyby Żydzi domagali się, by z proroków wydobyto wypowiedź, składającą się z liter: Jezus, syn cieśli i narodzony z Marii Dziewicy w Betlejemie, jest Mesjaszem i Synem Bożym. Tutaj, gdzie wyraźnym zdaniem jesteś przyparty do muru, przepisujesz nam litery i głoski, które mielibyśmy wysuwać naprzód; gdzieindziej, gdzie wyraźny tekst i sens zdania jest nad tobą górą, masz w pogotowiu przenośnie, węzły i bezbłędne objaśnienia. Wszędzie znajdujesz coś takiego, w czym możesz się przeciwstawić Pismu św. Nic w tym dziwnego, skoro nie czynisz nic innego, jak tylko wyszukujesz to, czemu mógłbyś się przeciwstawić. Raz uciekasz się do wykładów dawnych autorów, drugi raz do niedorzeczności rozumu; tam zaś, gdzie ani jedno ani drugie z tych rzeczy nie jest ci przydatne, rozpatrujesz poglądy obce lub pokrewne, byleby tylko nie musieć trzymać się aktualnego miejsca Pisma św. Co mam na to rzec ? Proteusz nie jest Proteuszem, jeśli się go z tobą porówna. A jednak mimo to nie możesz się wymknąć. Jak trąbili o swoich wielkich zwycięstwach Arianie, że owo słowo i określenie „Homousios” nie znajduje się (742) w Piśmie św., nie bacząc na to, że to samo pojęcie może być dowiedzione w sposób jak najskuteczniejszy innymi słowami. Lecz czy to pochodzi z dobrego, by nie powiedzieć wprost, z nabożnego serca, które chce dać się pouczyć, to niech osądzi sama bezbożność i nieprawość !

Pozostań więc przy swoim zwycięstwie, my przyznajemy się do klęski, że te litery i głoski (mianowicie, że nie ma w człowieku nic znakomitszego aniżeli ciało) nie znajdują się w Piśmie św. Lecz ty przyjrzyj się, jakie to jest to twoje zwycięstwo, gdy my dowiedziemy, iż w Piśmie św. można bardzo wiele razy znaleźć wypowiedź, że ciało to nie jedna jakaś cząstka w człowieku, czy to, co najznakomitsze, albo główna część w człowieku, lecz, że cały człowiek to ciało. A nie tylko taką wypowiedź, ale i, że wszyscy ludzie to ciało. A nawet nie tylko taką wypowiedź, lecz i taką, że cały rodzaj ludzki to ciało. Chrystus bowiem powiada: „Co się narodziło z ciała, ciałem jest”. Ty rozwiązuj węzły, wymyślaj przenośnie, idź za wykładem dawniejszych mistrzów, albo jeszcze gdzieindziej się zwróć i w międzyczasie rozprawiaj o wojnie trojańskiej, by nie dojrzeć czy nie usłyszeć aktualnego cytatu. My nie tylko wierzymy, lecz widzimy i wiemy z doświadczenia, że cały rodzaj ludzki zrodził się z ciała. Dlatego musimy wierzyć w to, czego nie widzimy, mianowicie, że cały rodzaj ludzki jest ciałem, jak o tym poucza Chrystus.

Otóż teraz, czy kierująca zasada działania w człowieku objęta jest przez pojęcie „cały człowiek”, „cały lud”, „cały rodzaj ludzki”, to pozostawiamy sofistom; niech oni się na ten temat z powątpiewaniem spierają i snują swoje kłótliwe rozważania, my wiemy, że pojęcie „cały rodzaj ludzki” obejmuje ciało i duszę wraz ze wszystkimi siłami i uczynkami, ze wszystkimi pomyłkami i cnotami, z całą mądrością i głupotą, z całą sprawiedliwością i niesprawiedliwością. Wszystko to jest ciałem, ponieważ wszystko to jest nastawione cieleśnie i szuka tego, co cielesne i brak mu chwały Bożej i Ducha Bożego, jak mówi Paweł w liście do Rzymian r.3, w.

Na to więc, co ty powiadasz, że „nie każdy afekt ludzki jest ciałem, lecz jest jeden taki, który zwie się duszą, drugi taki, który zwie się duchem, dzięki którym dążymy do tego, co szlachetne, jak i filozofowie dążyli, którzy nauczali, że raczej należy ponieść śmierć, aniżeli dopuścić się czego brzydkiego nawet choćbyśmy wiedzieli, że ludzie się o tym nie dowiedzą, a Bóg to przebaczy”, ja odpowiadam: kto nie ma pewności wiary, temu z łatwością przychodzi wierzyć i mówić, co tylko zechcesz. Nie ja, ale twój Lucjan niech zada ci to pytanie „Czy mógłbyś w całym rodzaju ludzkim wskazać choć jednego (niech by to był po dwakroć lub i po siedemkroć sam Sokrates, który dokonał tego, co ty tutaj mówisz i piszesz, że oni tak nauczali ? Po cóż więc opowiadasz puste bajki ? Mieliżby dążyć do tego, co szlachetne ci, którzy nawet nie wiedzieli co jest szlachetne ? Może, gdy ja zapytam o najwybitniejszy przykład, powiesz, że to jest szlachetne, iż polegli za ojczyznę, za żony i dzieci, za rodziców, albo że najwymyślniejsze męki znieśli, byle tylko nie skłamać czy nie zdradzić, jak np. Q. Scaevola, M. Regulus czy inni ? Cóż innego zaś będziesz mógł ukazać u tych wszystkich jak nie zewnętrzny blichtr czynów ? Czy zajrzałeś do ich serca ? Owszem z zewnętrznego wyglądu czynu wyszło zarazem na jaw, (743) iż dokonali tego wszystkiego dla swojej chwały, tak iż nie było im wstyd wyznawać i chlubić się tym; że poszukiwali własnej chwały. Albowiem czegokolwiek dokonali Rzymianie na odcinku cnoty, dokonali jak sami o tym świadczą z płomiennej żądzy chwały, tak samo i Grecy, tak samo Żydzi, i tak samo cały rodzaj ludzki. Lecz jeśli nawet zaszczytnym jest to u ludzi, jednak u Boga nie ma nic mniej zaszczytnego, owszem jest to najbezbożniejszym i najwyższym bluźnierstwem, że mianowicie nie czynili tego dla chwały Bożej i nie oddawali mu czci jako Bogu (Rzym. r.1, w.21), a przypisując ją sobie samym, nigdy nie byli bardziej nieuczciwymi i wstrętnymi, aniżeli wtedy, gdy najwyższymi swoimi cnotami błyszczeli. Jakim zaś sposobem mieli działać dla chwały Bożej, skoro Boga i jego chwały nie znali, nie dlatego, że ona się nie objawiła (Rzym. r.1, w.19 nn.), lecz że ciało nie pozwalało im widzieć Bożą chwałę wskutek namiętnej i szaleńczej po prostu żądzy swojej własnej chwały. Oto więc jest ten twój duch przewodni jako naczelna część składowa człowieka, skłaniająca się do tego, co szlachetne, to jest ów rabuś Bożej chwały i naruszyciel jego Majestatu, a to najbardziej wtedy, gdy są najuczciwszymi i najdostojniejszymi przez najwyższe swoje cnoty. Zaprzecz teraz, że ci nie są ciałem i że nie są zepsuci przez bezbożny afekt.

Nie wierzę także, że Diatrybę tak bardzo gorszy nasz sposób wyrażania się: „człowiek jest ciałem lub duchem”, podczas gdy po łacinie mówi się: „Człowiek jest cielesny lub duchowy”. Należy bowiem zgodzić się, tak w tym, jak i w innych wypadkach hebrajskich wypowiedzi, że gdy po hebrajsku mówi się: „Człowiek jest ciałem lub duchem”, znaczy to to samo, co gdy się mówi: „Człowiek jest cielesny lub duchowy”, podobnie jak w wypadku łacińskiej wypowiedzi „smutna to rzecz – wilk w oborze” – „słodka to rzecz sok w zasiewie” – albo gdy się powiada: „ten człowiek, to sama zbrodnia i sama złość”. Tak i Pismo św. według gramatycznej zasady o „epitasis”, czyli o „przesadnym i zbytnio napiętym ujmowaniu treści”, zwie człowieka ciałem, jakby wyrażając przez to czystą jego „cielesność”, że to niby zbytnio ma upodobanie w tym i myśli o tym, co do ciała należy, a nie myśli o niczym innym, jak tylko o tym, co cielesne, „duchem” zaś zwie go dlatego, że o niczym innym nie myśli, niczego nie szuka, nie czyni i nie pielęgnuje, jak tylko to, co duchowe. Chyba żeby może ktoś dodatkowo o to pytał, czy, jeżeli już mówi się o całym człowieku łącznie z tym co w nim jest najprzedniejszego, że jest ciałem, to czy dlatego od razu należałoby nazywać bezbożnym to, co jest ciałem ? My zwiemy bezbożnym tego, kto jest bez Ducha Bożego. Gdyż Pismo mówi, że Duch dlatego zostaje darowany, by bezbożnego usprawiedliwił. Skoro zaś Chrystus odróżnia Ducha od ciała powiadając: „Co się narodziło z ciała, ciałem jest” (Jan r.3, w.6) i dodaje, że „to, co się narodziło z ciała, nie może oglądać Królestwa Bożego” (Jan r.3, w.3), to z tego wyraźnie wynika, iż cokolwiek jest ciałem, jest właśnie bezbożne, jest pod gniewem Bożym i jest wyobcowane Królestwu Bożemu. A jeśli to jest wyobcowane Królestwu i Duchowi Bożemu, to z konieczności z tego wynika, że jest to pod władztwem i duchem Szatana, ponieważ nie ma władztwa pośredniego między Królestwem Boga i królestwem Szatana, które z sobą nawzajem i ustawicznie walczą. To właśnie ukazuje, że najwyższe cnoty u ludów, to co najlepszego jest u filozofów, najprzedniejszego (744) u ludzi, w oczach świata zwie się wprawdzie i występuje jako czcigodne i dobre, lecz w oczach Boga jest ciałem i służy władztwu Szatana, to znaczy jest bezbożne, bluźniercze i pod każdym względem złe.

Lecz przyjmijmy, proszę, że utrzyma się pogląd Diatryby, iż nie każdy afekt jest ciałem, to znaczy bezbożnym, lecz że ten, który jest nazywany duchem, jest uczciwym i prawym, to zobacz, jak wiele niedorzeczności stąd się wywodzi, wprawdzie nie wobec rozumu ludzkiego, lecz w obrębie całej chrześcijańskiej religii i w świetle najważniejszych artykułów wiary. Jeśli bowiem to, co jest najprzedniejszym w człowieku nie jest bezbożnym ani skażonym, ani potępionym, lecz jest tylko ciałem, to znaczy że są to tylko pospolitsze i niższe skłonności, to zapytuję: za jakiego Odkupiciela uznamy Chrystusa ? Czy wartość krwi Chrystusowej ocenimy tak nisko, iż On odkupił tylko to, co w człowieku jest najmniej warte, to zaś, co jest najprzedniejszym w człowieku, samo w sobie ma wartość i Chrystusa nie potrzebuje i w nastąpstwie tego każemy o Chrystusie jako o Odkupicielu nie całego człowieka, lecz jego cząstki najmniej wartej, mianowicie ciała, o samym człowieku zaś każemy, że jest odkupicielem siebie samego w swojej części lepszej ? Wybierz jedno z dwojga, co chcesz: Jeżeli nieskażona jest ta lepsza cząstka człowieka, to nie potrzebuje Chrystusa jako Zbawiciela. Jeżeli nie potrzebuje Chrystusa jako Zbawiciela, to triumfalnie wywyższa się ponad Chrystusa, ponieważ ocala lepszą swoją część podczas gdy Chrystus ocala tylko tę mniej wartościową. Następnie, również władztwo Szatana nie będzie niczym, ponieważ włada nad mniej wartościową częścią człowieka, podczas gdy lepszą jego częścią włada raczej człowiek. Tak tedy owa nauka o naczelnej cząstce człowieka doprowadza do tego, że człowiek wyniesiony zostaje ponad Chrystusa i ponad diabła, to znaczy, staje się Bogiem bogów i panem panujących. Gdzież tedy jest ów prawdopodobny pogląd, który mówił, że wolna wola nie może chcieć nic dobrego, tutaj zaś dobitnie twierdzi, że ta naczelna cząstka jest zdrowa, i czcigodna i że ani nawet Chrystusa nie potrzebuje, lecz może więcej, niż mogą sam Bóg i diabeł. To zaś mówię, abyś ponownie zobaczył, jak wielce niebezpieczną rzeczą jest rozpatrywać sprawy święte i boskie bez Ducha Bożego w oparciu o zuchwały rozum ludzki. Jeżeli więc Chrystus jest „Barankiem Bożym”, który gładzi grzech świata (Jan r.1, w.29), to z tego wynika, że cały świat jest pod władaniem grzechu, potępienia i diabła, i nic tutaj nie pomaga rozróżnianie między częściami naczelnymi – zacnymi, a nienaczelnymi – skażonymi. Wyraz „świat” oznacza bowiem ludzi, nastawionych na modłę świata pod każdym względem.

„Jeżeli cały człowiek – jak powiada dalej Diatryba – także odrodzony przez wiarę, nie jest niczym innym, jak ciałem, to gdzie jest Duch zrodzony z Ducha, gdzie jest Syn Boży, gdzie nowe stworzenie ? Chciałbym, by mnie co do tego pouczono” – mówi Diatryba. Dokądże to, dokąd, najdroższa Diatrybo ? Co ci się śni ? Chcesz być pouczona, w jaki sposób „duch narodzony z Ducha jest ciałem…?”Ach! Jakże wyszydzasz tutaj nas, zwyciężonych dzięki radosnemu twojemu i pewnemu zwycięstwu, jakgdyby niemożliwością było, byśmy tutaj dotrzymali placu ! Tymczasem chcesz nadużyć powagi dawniejszych, którzy przekazują pogląd, że pewne ziarenka uczciwości są zasiane na roli ludzkich umysłów. Po pierwsze: Jeżeli tak chcesz, to my się na to godzimy, abyś (745) ty skorzystała z powagi lub i nadużyła powagi dawniejszych, zobaczysz wszelako, w co wierzysz, gdy wierzysz ludziom wypowiadającym swoje poglądy bez oparcia o Słowo Boże. A może niewiele męczy cię troska o religię: w co kto wierzy, skoro tak łatwo wierzysz ludziom, nic nie dbając o to, czy wobec Boga pewnym czy niepewnym jest to, co powiadają. A my chcielibyśmy dowiedzieć się o tym, kiedy bodaj raz nauczaliśmy o tym, co ty z taką swobodą a publicznie nam zarzucasz. Któż byłby tak nierozumny, by mówić, że ten, który jest narodzony z Ducha, nie jest niczym innym, jak tylko ciałem ? My wyraźnie oddzielamy od siebie ciało i ducha jako rzeczy z sobą sprzeczne i na podstawie wyroczni Bożej mówimy, że człowiek, który nie jest przez wiarę odrodzony, jest ciałem. Następnie, mówimy, że odrodzony nie jest ciałem w szerszym zakresie, niż według resztek ciała, które przeciwstawiają się zaczątkom otrzymanego ducha. Nie wierzę także, że chciałeś to zmyślić z nienawiści do nas, w przeciwnym bowiem razie czymże bardziej zbrodniczym mogłaś nas obciążyć ? Lecz albo nic nie rozumiesz z tego, co my reprezentujemy, albo nie dorosłaś – zdaje się – do wielkości tych spraw, która to wielkość tak cię może przygniecie i wytrąci z równowagi, iż niezbyt dokładnie pamiętasz, co mówisz przeciwko nam a co w swojej obronie. Albowiem to, w co w oparciu o powagę dawnych uczonych wierzysz, że pewne ziarenka dobra zasiane są w umysłach ludzi, to wypowiadasz, zapomniawszy widocznie o tym, co powyżej podtrzymywałaś jako twierdzenie, że wolna wola nie może chcieć nic dobrego. A nie wiem, jak niemożność chcenia czegośkolwiek dobrego może ścierpieć obok siebie jakieśkolwiek ziarenka dobra. W ten sposób ja ustawicznie muszę ci przypominać temat podjętej sprawy, od którego ty,ciągle o nim zapominając, odchodzisz i rozpatrujesz coś innego niż zaczęłaś.

Następny cytat to Jeremiasz r.10, w.23: „Wiem, Panie, że nie w ręku człowieka jest jego droga i w niczyjej mocy nie jest, by chodził i kierował krokami swoimi”. Ten cytat – powiada Diatryba – dotyczy raczej wyniku rzeczy radosnych, aniżeli możliwości wolnej woli. Tutaj znowu Diatryba z wielką pewnością siebie przytacza opinię według własnego widzimisię, jakgdyby Pismo św. było całkowicie w jej władaniu. Lecz po cóż mąż o tak wielkiej powadze potrzebował rozważać myśl i intencję proroka? Wystarcza to, że mówi Erazm, i tak to potem jest ! Jeśliby zezwolić przeciwnikom na taki dowolny wykład, to czegóżby jeszcze nie mogli osiągnąć ? Niech więc wyprowadzi ten wykład ze związku samego kazania prorockiego, a uwierzymy. My zaś na podstawie samego związku wypowiedzi nauczamy, że prorok, zobaczywszy, iż daremne było jego z tak wielkim zapałem prowadzone nauczanie bezbożnych, stwierdza jednocześnie, iż jego słowa pozostają bez wpływu, jeżeli Bóg od wewnątrz nie pouczy, i dlatego nie jest w ręku człowieka to, by słyszeć i chcieć to, co dobre. Zauważywszy to, przerażony sądem Bożym, prosi, by go skarcił za jego sąd, jeżeli w ogóle zasłuży na karcenie i by nie został poddany gniewowi Bożemu razem z bezbożnymi, którym pozwala popaść w zatwardziałość i pozostać niewierzącymi. Lecz wyobraźmy sobie jednak, że ten cytat można pojmować jako dotyczący wyników spraw smutnych i wesołych, to co będzie, jeżeli sam ten wykład bardzo mocno podważy wolną wolę ? Wymyślony zostaje wprawdzie ten nowy wybieg, by ludzie pospolici i gnuśni mylnie sądzili, że to wystarczyło, tak, jak to oni robią z owym wybiegiem dotyczącym konieczności warunkowej i bezwarunkowej. Nie dostrzegają bowiem, że w ten sposób o wiele bardziej plączą się w sieci i dają się złapać na te wybiegi. Tak bardzo te nowe wyrażenia odwracają ich uwagę.

(746) Jeżeli przeto nie w naszym ręku jest wynik tych spraw, które są doczesne i nad którymi człowiek zostaje ustanowiony panem, Gen. r.1, w.28, to zapytuję uroczyście, w jaki sposób w naszym ręku znajdzie się owa rzecz niebieska, łaska Boża, która zależy wyłącznie od woli Bożej ? Czy może osiągnąć wieczne zbawienie usiłowanie wolnej woli, które nie może nawet jednego grosza, owszem nawet i jednego włosa na głowie zatrzymać ? Nie mamy władzy nad stworzeniem, a mielibyśmy mieć władzę nad Stworzycielem ? Cóż to za szaleństwo ! Więc to, że człowiek dąży do dobrego lub do złego odnosi się w szczególny sposób do wyniku, ponieważ w jednym i drugim przypadku o wiele bardziej się myli i mniej ma wolności aniżeli wtedy, gdy ugania się za pieniędzmi czy chwałą czy rozkoszą. Jak pięknie więc wymknęła się tu owa glossa, która zaprzecza wolną wolę w sprawach drobnych i dotyczących stworzenia, a przyznaję ją w sprawach najwyższych i boskich. Jest to tak, jakbyś powiedział: Krezus nie może zapłacić jednego statera, może natomiast zapłacić niezliczone tysiące dukatów. I dziwię się Diatrybie, która dotąd tak bardzo krytykowała ów pogląd Wiklefa, iż wszystko dzieje się z konieczności (gdyż inaczej być nie może), teraz zaś sama przyznaje, że wydarzenia spotykają nas z konieczności.

Następnie – powiada Diatryba – jeżeli już stanowczo odnosisz ten tekst do wolnej woli, to każdy przyzna, iż nikt nie może bez łaski Bożej utrzymać się na prawej drodze życia, niemniej atoli jednocześnie z całej swej mocy w tym kierunku wysilamy się, ponieważ codziennie się modlimy: „Kieruj Panie, Boże mój, drogą moją według sprawiedliwości swojej”. Ps.5, w.9. Kto prosi o pomoc, ten nie zaniecha swojego wysiłku. Diatryba mniema, że to jest rzecz obojętna, co odpowiada, byleby tylko nie milczała i cośkolwiek bądź powiedziała, wówczas już jej się zdaje, że to wystarcza. Tak dalece jest zadufana w swoim autorytecie. Miało być udowodnione, czy my o własnych siłach gorliwie o coś zabiegamy, i dowodzi, że modlący się gorliwie do czegoś dąży. Zadają uroczyste pytanie: Czy z nas drwi, albo czy naśmiewa się z papistów ? Kto się modli, modli się w duchu, owszem sam duch modli się w nas, Rzym. r.8, w.15. W jakiż więc sposób usiłowanie Ducha św. ma dowieść mocy wolnej woli ? Czy dla Diatryby wolna wola a Duch św. to jedno i to samo ? Czy teraz dysputujemy na ten temat: Co potrafi Duch ? Pozostawia mi więc Diatryba ten cytat z Jeremiasza nietkniętym i niezwyciężonym, a tylko z swojej własnej głowy wydobywa ten wykład: „My także własnymi siłami dążymy do dobrego”. I to miałoby Lutra zmusić, by uwierzył, jeśliby tylko zechciał !

Tak samo ma się rzecz z tym cytatem z Przypowieści r.16, w.1: „Człowiek postanawia w swym sercu, ale Bóg kieruje językiem”. Także tutaj powiada Diatryba, że to dotyczy wydarzeń rzeczowych, jakgdyby jej własna wypowiedź, bez oparcia o inny jakiś autorytet, miała nam starczyć za dowód. I doprawdy wystarczające jest to, co robi – gdyż po przyjęciu przez nią naszego pojmowania wydarzeń rzeczowych my wyraźnie zwyciężyliśmy według tego, co tuż przedtem powiedzieliśmy, że skoro w dziedzinie naszych ludzkich spraw i uczynków nie ma żadnej wolności woli, to tym mniej może być w dziedzinie spraw i dzieł boskich. Lecz przyjrzyj się jej bystrości ! Powiada: „Jakimże to sposobem człowiek postanawia w swym sercu…” skoro Luter twierdzi, iż (747) wszystko dzieje się z konieczności ? Na to ja odpowiadam: Skoro wydarzenia rzeczowe nie są w naszej mocy, jak ty powiadasz, to w jaki sposób człowiek może kierować wydarzeniami ? Co ty mnie odpowiesz, to uważaj za odpowiedź dla siebie ! Owszem, należy dlatego jak najbardziej działać, ponieważ cała przyszłość jest dla nas niepewna, jak powiada Kaznodzieja r.11, w.6: „Rankiem rozsiewaj ziarno swoje a wieczorem nie ustawaj, ponieważ nie wiesz, czy to czy tamto wzejdzie”. Dla nas, powiadam, są niepewne, z punktu widzenia poznania, lecz z punktu widzenia wyniku są konieczne. Konieczność wzbudza w nas bojaźń przed Bogiem, byśmy nie byli zarozumiali i zbyt pewni. Niepewność zaś rodzi zaufanie, byśmy nie popadali w zwątpienie. Zawraca zaś Diatryba do swojej dawnej piosenki, że w Księdze Przypowieści wiele jest wypowiedzi o wolnej woli, jak np. to słowo: Rozdz. 16, w. 3 – „Wyjaw Panu uczynki swoje”. Powiada: „Słyszysz ? Uczynki swoje”. Oczywiście, a to dlatego ponieważ w tej Księdze jest wiele słów w trybie rozkazującym i warunkowym, oraz zaimków w drugiej osobie. Stąd wnioskuję, że przez te podstawowe żądania dowiedziona jest wolność woli, jak np.: „Wyjaw” – a więc: „możesz wyjawić”- „uczynki swoje”, a więc: „Ty je czynisz”. W ten sposób i owo: „Jam jest Pan, Bóg twój”, będziesz tak rozumiał, że to znaczy: „Ty czynisz mnie bogiem swoim”. „Wiara twoja ocaliła cię” – Słyszysz ? „Twoja” – więc możesz objaśnić to tak: „Ty sprawiasz wiarę”, a wtedy udowodniłeś wolną wolę. Tutaj nie wyśmiewam się, lecz ukazuję, że Diatryba tej sprawy nie traktuje poważnie.

Również ów cytat z tego samego rozdziału Przypowieści r.16, w.4: „Wszystko ze względu na ciebie uczynił Pan, także bezbożnego na dzień zły”, przeinacza Diatryba własnymi słowy i po swojemu wykłada uniewinniając Boga, że przecież żadnego stworzenia nie uczynił On złym, jak gdybym ja mówił o stworzeniu, a nie raczej o owym bezustannym działaniu Boga w rzeczach stworzonych, dzięki któremu to działaniu Bóg także bezbożnym kieruje, jak powyżej powiedzieliśmy o faraonie.

Również owo zdanie z Przyp. r.21, w.1 zdaje się nie wprawiać jej w zakłopotanie: „Serce króla jest w dłoni Bożej, dokądkolwiek chce, skłania je…” – i powiada ona (scl. Diatryba), że ten, kto skłania nie zmusza bezpośrednio, tak jakgdybyśmy mówili o przymusie a nie raczej o niezmiennej konieczności. Boże kierownictwo, które nie jest czymś gnuśnym i opieszałym, jak to sobie wyobraża Diatryba, lecz owo działanie Boga jest bardzo żywe i czynne, i trudno go uniknąć czy odmienić, lecz przeciwnie, dzięki niemu z konieczności ma się takie chcenie, jakie daje Bóg i ono po prostu, jak powyżej powiedziałem swoim porywem ogarnia. Gdy następnie Salomon mówi o sercu króla, to Diatryba uważa, że owego cytatu nie należy brać w sensie ogólnym, lecz że wypowiada on to, co gdzieindziej wypowiada Job: r.34, w.30: „Sprawia, iż z powodu grzechów ludu rządzi obłudnik”, wreszcie przyznaje, iż Bóg skłania króla do zła, lecz w ten sposób, iż dopuszcza, by królem kierowały skłonności w celu smagania ludu. Odpowiadam: Czy Bóg dopuszcza, czy Bóg nakłania, to samo to dopuszczenie czy nakłanianie nie dzieje się inaczej, jak tylko za wolą i współdziałaniem Boga, ponieważ wola króla nie może uniknąć działania wszechmogącego Boga, gdyż wola wszystkich zostaje porwana ku temu, by chcieć i by czynić, czy to dobre czy złe. Że zaś z idei pojedynczej woli króla wyprowadziliśmy zasadę ogólną, to sądzę, że nie postąpiliśmy nierozsądnie i po prostacku. Jeśli bowiem serce króla, które (748) zdaje się być najwolniejszym i władać nad innymi, jednak nie może chcieć inaczej jak tylko tak, jak je nakierowuje Bóg, to o ile mniej może to ktokolwiek inny. A taki wniosek wynikałby nie tylko odnośnie do woli króla, lecz także odnośnie do woli któregokolwiek człowieka. Jeśli bowiem, jeden człowiek, chociażby nie wiedzieć w jakiej mierze był człowiekiem prywatnym, nie może w obliczu Boga chcieć inaczej, jak tylko zgodnie z tym, jak nim pokieruje Bóg, to to samo trzeba będzie powiedzieć o wszystkich ludziach. Tak tedy ten fakt, że Bileam Num. r.23, w.5, nie mógł mówić co chciał, jest wyraźnym dowodem z Pisma, że człowiek nie jest samodzielnym panem nad samym sobą i nie ma swobody wyboru i swobody działania, w przeciwnym razie nie utrzymałyby się żadne przykłady z Pisma świętego.

Wypowiedziawszy sie potem jeszcze, że tych świadectw, jakich z tej księgi nazbierał Luter, można by jeszcze zebrać wiele, lecz one, po zastosowaniu dogodnej interpretacji, mogłyby przemawiać raz za wolną wolą, drugi raz przeciw niej, przytacza wreszcie owo Janowe słowo z Ew. Jana r.15, w.5, zastosowane przez Lutra jako najcelniejsza strzała w piętę Achillesową: „Beze mnie nic uczynić nie możecie”. I ja pochwalam wybitnego rzecznika wolnej woli, którą przy pomocy dogodnych, według własnego widzi misię zastosowanych interpretacji uczy wykładać świadectwa Pisma św. tak, iż rzeczywiście przemawiają za wolną wolą, to znaczy dają w wyniku nie to, co powinny, lecz to, co nam się podoba. Pochwalam następnie, że udaje taki lęk przed tą jedną strzałą w piętę Achillesa, iż prostacki czytelnik w razie przezwyciężenia tejże strzały, innymi może już pogardzić. Lecz ja będę się bacznie przyglądał pyskatej a tak bohaterskiej Diatrybie, by zobaczyć, jaką siłą pokona mojego Achillesa, jeżeli dotychczas ani jednego szeregowca, ani nawet Tersytesa nie pokonała, lecz w pożałowania godny sposób sama swoimi własnymi strzałami się wykończyła. Uczepiwszy się więc owego słówka „nic” wielu słowami i licznymi przykładami je morduje i przy pomocy dogodnej dla siebie interpretacji je tak rozwleka, iż „nic” może znaczyć to samo co „mało” i „niedostatecznie”, rozpatrując oczywiście przy pomocy innych słów to, co dotychczas sofiści (scholastycy) o tym cytacie nauczali, że „Beze mnie nic uczynić nie możecie – mianowicie w sposób doskonały”. Ten wykład wyblakły już wszak i do cna zużyty podaje nam jako dzięki kunsztowi retorycznymu odnowiony i tak gorliwie go podsuwa, jakby ona jako pierwsza go prezentowała i jakgdyby przedtem o nim jeszcze nie słyszano, wystawiając go przed nami jakby jakiś cud. Tymczasem zaś zgoła beztrosko nie myśli wcale o tym tekście, o tym, co po nim następuje i co go poprzedza, a wszak stamtąd należałoby wydobyć jego zrozumienie. Przemilczę już to, że tylu słowami i tylu przykładami dowodzi, że w tym miejscu to słówko „nic” można przyjąć w znaczeniu „mało” i „niedostatecznie”, jak gdybyśmy dysputowali o tym, co znaczy „móc”, podczas gdy należało dowieść, czy powinno być przyjęte w tym znaczeniu. W rezultacie cała ta wspaniała interpretacja żadnego innego nie daje wyniku (jeśli w ogóle o wyniku może być mowa), jak tylko ten, że ten cytat z ew. Jana staje się niejasny i dwuznaczny. A to zresztą nie jest dziwne, skoro Diatryba jedynie o tym rozprawia, że Pisma Boże wszędzie są dwuznaczne, by nie było przymusu do korzystania z nich, natomiast powaga dawnych mistrzów jest pewna, tak, iż ich wolno nadużywać. Dziwna to zaiste religia, głosząca że słowa Boże są nieużyteczne, słowa ludzkie są użyteczne.

(749) Lecz co najpiękniejsze, to to: widzieć, jak bardzo ona (Diatryba) sama z sobą się zgadza: że słowo „nic” można brać w znaczeniu „mało”. I w tym znaczeniu – powiada ona – jest najpełniejszą prawdą, że my bez Chrystusa nic uczynić nie możemy, mówi bowiem (=Chrystus) o owocu Ewangelii, który przypada w udziale tylko tym, którzy pozostają w krzewie winnym, którym jest Chrystus. Tutaj ona sama (=Diatryba) przyznaje, że owoc przypada w udziale tylko tym, którzy pozostają w krzewie winnym, a czyni to przy pomocy tej samej dogodnej interpretacji, dzięki której dowodzi, że „nic” to jest to, co jest „mało” i co jest „niedostateczne”. Lecz może należy i słówko „nie” w sposób dogodny interpretować tak, że mianowicie oznacza ono, iż owoc Ewangelii bez Chrystusa w jakiś tam sposób albo „mało”, albo „niedostatecznie” przypada w udziale, tak iż głosimy, że bezbożni, będący pod władztwem Szatana, który przeciwko Chrystusowi walczy, mogą bez Chrystusa okazać nieco z owoców żywota, to znaczy, że wrogowie Chrystusa działają na rzecz Chrystusa. Lecz zostawmy to !

Tutaj chciałbym dowiedzieć się, w jaki sposób można przeciwstawić się heretykom, którzy, posługując się wszędzie w Piśmie św. tą metodą twierdzą, że „nic” i „nie” znaczy „niewiele” – „niedostatecznie”, że więc dla przykładu: „bez niego nic nie zostało uczynione” Jan r.1, w.3 znaczy: „niewiele”.”Głupi rzekł w sercu swoim: „nie ma Boga” Ps. 14, w. 1, znaczy „Bóg jest niedoskonały”. – „On nas stworzył, nie my jego” Ps. 100, w. 3, to znaczy „w pewnej nieznacznej mierze my się stworzyliśmy”. Któżby zaliczył w Piśmie św. te miejsca, gdzie występują słowa: „nic” i „nie”. Czy tutaj powiemy: Należy zastosować dogodną interpretację ? Wszak każdemu heretykowi jego własna interpretacja jest dogodna. Oczywiście, czy znaczy to: rozsupływać węzły, otwierać okna tak wielkiej swobody dla pomylonych pomysłów i oszukańczych duchów ? Wierzę, że tobie, który nic sobie nie robisz z pewności Pisma św., dla którego pewność Pisma św, jest humbugiem,taka swobodna interpretacja byłaby bardzo dogodna, lecz nas, którzy staramy się uspokajać sumienia, nic bardziej niewłaściwego, nic szkodliwszego, nic zaraźliwszego spotkać by nie mogło, niźli taka dowolność. Słuchaj przeto ty, wielka zwyciężczyni luterańskiego Achillesa ! Jeżeli nie udowodnisz, że w tym miejscu słowo „nic” nie tylko może, lecz także powinno być przyjęte w znaczeniu „mało”, to tak ogromną ilością słów i przykładów nic innego nie wskórasz jak to, jakgdybyś płomienie chciał gasić suchą słomą. Co nas obchodzi twoje słowo „móc”, co do którego my domagamy się, abyś dowiódł, że znaczy ono: „być powinnym !” A jeżeli tego nie zdołasz uczynić, to my pozostajemy przy zwyczajnym i gramatycznym znaczeniu tego słowa, i kpimy sobie z twoich armii i twoich triumfów.

Co teraz stanie się z tym prawdopodobnym poglądem, który stwierdził, że wolna wola nie może chcieć nic dobrego (vide str. 668). Lecz może dołącza się tu wreszcie ta dogodna interpretacja, że „nic dobrego” oznacza „coś dobrego”, interpretacja, wyraźnie zarówno z gramatycznego jak i dialektycznego punktu widzenia niesłychana, że „nic” to jednak jest „coś”, co byłoby niemożliwością u dialektyków, skoro te pojęcia są z sobą sprzeczne. Co stanie się i z tym, w co wierzymy, że Szatan jest, jak poświadcza i Chrystus Jan r.14, w.30 i Paweł, Ef. r.6, w.12, księciem świata, władającym w wolach i myślach ludzi, będących w jego niewoli i jemu służących ? Czy mianowicie 750 ten lew ryczący, I. Piotr r.5, w.8, nieprzejednany i niezmordowany wróg Bożej łaski i ludzkiego zbawienia, pozwoli na to, by człowiek, niewolnik i uczestnik jego władztwa jakimkolwiek swoim ruchem lub w jakiejkolwiek chwili swego życia zmierzał do dobrego, przez co wymknąłby się spod jego tyranii, a nie będzie raczej zachęcał go i pobudzał, by ze wszystkich sił chciał i czynił coś przeciwnego łasce, ten diabeł, któremu sprawiedliwi i z natchnienia Ducha działający zaledwie opór stawiają i dobro czynią, tak bowiem przeciw nim szaleje ! Ty, który wyobrażasz sobie, że chcenie ludzkie jest czymś złożonym w wolnej neutralnej sferze ludzkiego jestestwa i pozostawionym sobie samemu, z łatwością możesz sobie także wyobrazić, że usiłowanie tego chcenia kieruje się i w jedną i w drugą stronę, ponieważ wyobrażasz sobie, że zarówno Bóg jak i diabeł stoją stamtąd zdala i są jakby tylko obserwatorami, przyglądającymi się owaj zmiennej i wolnej woli, nie wierzysz zaś, że są oni pobudzicielami i poruszycielami owej niewolnej woli, i to nawzajem bardzo wojowniczo do siebie nastawionymi. Gdy się w to tylko uwierzy, to dostatacznie mocne oparcie ma nasz pogląd, i obalona jest wolna wola, jak i powyżej nauczaliśmy. Gdyż albo królestwo Szatana w ludziach będzie niczym, a wtedy Chrystus okaże się w niezgodzie z prawdą, albo jego Królestwo jest takim, jak je opisuje Chrystus, Łuk. r.11, w.18, a wtedy wolna wola nie będzie niczym innym jak jucznym bydlęciem powożonym przez szatana, nie do uwolnienia inaczej jak tylko tak, że wpierw palcem Bożym diabeł będzie wyrzucony. Łuk. r.11, w.20.

Stąd, myślę, dość wyraźnie rozumiesz, moja Diatrybo, czym to jest i jaką wartość ma to, co twój autor (scl. Erazm) nazłorzeczywszy uporczywości twierdzeń Lutra, zwykł mówić, mianowicie że Luter przy pomocy Pisma św. bardzo ostro stawia sprawę, którą możnaby jednym małym słówkiem rozstrzygnąć. Któż bowiem nie wie tego, że jednym małym słówkiem można wyjaśnić całe Pismo św.! Dobrze o tym wiedzieliśmy nawet przedtem, zanim słyszeliśmy nazwisko Erazma. Lecz tu chodziło o pytanie, czy wystarczającym jest wyjaśnienie Pisma św. małym słówkiem. Dysputa dotyczy wszak tego, czy dobrze jest wyjaśniane i czy tak należy je wyjaśniać. Niech temu się przyjrzy, a zobaczy, jak łatwo jest Pismo św. wyjaśniać i jak należy uporczywości Lutra złorzeczyć. Zobaczy zaś, że nie tylko małe słówka nic nie wskórają, ale i wszystkie bramy piekielne.

Chociaż więc my nie jesteśmy zobowiązani dowieść słuszności naszego negatywnego stanowiska, czego zresztą Diatryba nie potrafiła dokonać swoim stanowiskiem twierdzącym, jednak, nuże uczyńmy tak i wydobądźmy- przez wagę argumentów to, że w tym cytacie (ew. Jana, r.15, w.5) nie tylko nie można, ale i nie powinno się brać tego słowa „nic” w znaczeniu „mało”, lecz w znaczeniu tym, jakie to słowo z istoty swojej podsuwa, uczyńmy zaś to jakby nadbudowując ów niezwyciężony nasz argument, dzięki któremu już poprzednio zwyciężyliśmy mianowicie, że słowom należy pozostawić ich istotne znaczenie, jeżeli nie został przez nią dowiedziony sens odwrotny, czego zresztą Diatryba ani nie uczyniła, ani uczynić nie mogła. Wydobywamy zaś jako z samej istoty rzeczy pierwsze nasze argumenty, mianowicie to, co wyraźnie wynika z Pisma św., wcale nie dwuznacznego ani niejasnego, że szatan jest księciem świata bezsprzecznie najpotężniejszym i najchytrzejszym (jak powiedzieliśmy), pod którego władaniem wola ludzka już nie jest wolna i nie jest panią siebie, lecz jest niewolnicą grzechu i szatana i nie może chcieć nic innego, tylko to, co ten jej książę chce. I on już nie pozwoli jej chcieć cośkolwiek dobrego, a nawet, chociażby szatan jej nie nakazywał, już sam grzech, którego niewolnikiem człowiek jest, dosyć go obciąża, by nie mógł chcieć coś dobrego.

Następnie sama treść kazania (scl. Chrystusowego), którą Diatryba tak ostentacyjnie pogardza, na ten sam sens wskazuje, chociaż w moich „Assertiones” dość obficie ją przytoczyłem. Tak bowiem Chrystus r.15 ew. Jana (751) swoją rzecz dalej prowadzi (r.15, w.6): „Kto we mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak zeschnięta latorośl; takie zbierają i wrzucają w ogień i płoną”. To – powiadam – Diatryba w swoich nader retorycznych wywodach pominęła i spodziewała się, że tego pominięcia ci prostaccy luteranie nie zauważą.Widzisz wszakże, że tutaj Sam Chrystus, jako tłumacz swojego porównania o latorośli i krzewie winnym dość wyraźnie wyjaśnia, jak chce, by rozumiano słówko „nic”, mianowicie, że człowiek bez Chrystusa zostaje precz wyrzucony i usycha. Co innego zaś może oznaczać to, „być precz wyrzuconym i usychać” jak nie „zostać oddanym pod władzę diabła i stawać się coraz gorszym” ? Zaś „stawać się gorszym”, to nie znaczy „coś móc” lub usiłować. Usychająca latorośl coraz bardziej dojrzewa dla ognia, w miarę jak usycha. Jeśliby Sam Chrystus nie był rozszerzył znaczenia tego porównania i nie był go zastosował, niktby się nie ważył tak je rozszerzyć i zastosować. Pozostaje więc przy tym, że „nic” w tym miejscu powinno być przyjęte w sensie właściwym, jak to podsuwa istota tego słowa.

A teraz przyjrzyjmy się także przykładom, przy pomocy których Diatryba dowodzi, że gdzieś przyjmuje się to słowo „nic” w znaczeniu „mało”, abyśmy także z tej strony ukazali, że sama Diatryba jest takim „nic” i nic nie wskóra, właśnie z tej strony, z której, jeśliby nawet coś zrobiła, jednak nic by nie wskórała; tak dalece jest Diatryba pod każdym względem i z każdej strony właśnie ta