- Przedmowa
- Od tłumacza
- Po co tu jesteśmy?
- Jaki jest sens mego życia?
- O tym, skąd się wszystko wzięło
- Co ja mam wspólnego z chrześcijaństwem?
- Czy potrzebuję Boga?
- Żyć właściwie i niewłaściwie
- Czy potrzebuję Jezusa?
- O sprawach związanych z Duchem Świętym - nie pojmuję niczego
- Czy jest jeszcze drugie życie?
- Czy trzeba zostać ochrzczonym, aby być chrześcijaninem?
- Sakrament dla zwyczajnych ludzi - a więc zwyczajnych grzeszników
- Czy warto modlić się do Boga?
- Niepokój i radość
Czy trzeba zostać ochrzczonym, aby być chrześcijaninem?
Jezus został ochrzczony przez Jana Chrzciciela. Jezus chrzcił również sam. Po zmartwychwstaniu dał apostołom polecenie, aby poszli w świat i „czynili uczniami wszystkie narody, chrzcząc je w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, ucząc je przestrzegać wszystkiego, co im przykazał” (Mat. 28,19-20). Jan Chrzciciel prorokował, że Jezus będzie chrzcił Duchem Świętym. Wobec uczniów porównywał Jezus swoje przyszłe cierpienie i śmierć z Chrztem.
Chrzest nie jest zatem czymś dodanym lub później wynalezionym. Jest on świętą czynnością, którą ustanowił Jezus i przez którą przyjmuje się człowieka do Jego Kościoła. Mógłby ktoś uznać, że to tylko jeszcze bardziej gmatwa sprawę. Czy nie wystarczy Jedynie wierzyć? „Jedynie” wiara?
Wierzyć – to znaczy wierzyć w Jezusa. Nie chodzi o to „jedynie”. Moja sytuacja w doczesności i wieczności zależy od tej wiary. Ale Jezus ustanowił Chrzest i dlatego chrzcimy.
Trzeba, abyśmy obecnie znów przywrócili radość z powodu Chrztu. Lecz jeśli nie ochrzczony dochodzi do wiary, czy nie jest to cenne? Z pewnością jest, lecz powinien on możliwie szybko się ochrzcić. A gdy ktoś umiera nie ochrzczony, co dzieje się wtedy, czy idzie do nieba? Otóż nie naszym zadaniem jest osądzać ludzi. Możemy tylko pocieszyć takiego człowieka nieskończoną miłością Bożą. Nikt nie jest panem nad Bożymi możliwościami. Nie jesteśmy panami ani nad niebem, ani nad piekłem. Ale istnieje i niebo, i piekło.
A gdy człowiek został ochrzczony, czy przez to samo sprawa jest już jasna? Czy wtedy idzie się już prostą drogą do nieba? Nie, Chrzest nie ma nic wspólnego z magią ani sztuką czarodziejską. Do wody musi się dołączyć Słowo Boże. Ono sprawia, że Chrzest staje się chrześcijańskim Chrztem, środkiem łaski, sakramentem. Poprzez Chrzest otrzymujemy udział w nowym, wiecznym życiu, które daje Jezus. Otrzymujemy udział we wszystkich Jego darach – odpuszczeniu grzechów, wybawieniu od szatana i śmierci, a w końcu w zbawieniu u Boga.
Dwa obrazy przewijają się często w Nowym Testamencie. Jeden – to nowe narodzenie. Istniejemy dzięki temu, że zarodek życia został zasiany, a później rozwinął się w naszej matce i mogliśmy się narodzić. Poprzez Chrzest zostaje w nas zasiany inny zarodek życia – wieczności. I ten również ma się rozwijać. Chrzest nie jest więc tylko piękną ceremonią, odbywaną w ciągu piętnastu minut. Poprzez akt Chrztu Bóg dokonuje na nas czegoś, co nigdy nie może zostać cofnięte. Dlatego też człowiek może być ochrzczony tylko jeden raz.
Jezus traktuje tę sprawę poważnie. Jeśli nie narodzimy się z wody i z Ducha, nie możemy wejść do Królestwa Bożego – powiada On. Ale z tą powagą łączy się radość. Ze względu na swe miłosierdzie Jezus zbawił nas „przez kąpiel odrodzenia oraz odnowienie przez Ducha Świętego” (Tyt.3,5).
Inny obraz wywodzi się ze związku między Chrztem a śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa. Być ochrzczonym – to znaczy być ochrzczonym w śmierć Jezusa i otrzymać udział w Jego powstaniu z umarłych. Poprzez Chrzest człowiek zostaje więc związany z Jezusem w życiu, śmierci i wieczności.
Czy te obrazy mówią coś przeciętnemu dzisiejszemu człowiekowi? Z pewnością nie zna on wszystkich obrazów biblijnych dotyczących Chrztu. Lecz prawdą jest przecież, że tylu ludzi przychodzi ze swymi dziećmi do Chrztu, ponieważ czują, iż Chrzest w Kościele daje ich dzieciom poczucie bezpieczeństwa, którego im sami dać nie mogą. „Teraz dziecko zostało przekazane w silniejsze i pełniejsze miłości ręce aniżeli nasze” – takie słowa można usłyszeć od rodziców po Chrzcie. I doprawdy nie mylą się. Oczywiście można spotkać się także z formalnym podejściem do Chrztu, ale nie należy takich przypadków wyolbrzymiać. Kościół winien zatem kontynuować i pogłębiać naukę o Chrzcie i związanej z tym radości.
Mówiliśmy o tym, co czyni. Bóg. Ale ze sprawą tą łączy się również to, co my czynimy. Zarodek wieczności, który został w nas zasiany, musi mieć możliwość wzrostu. Rośnie on dzięki temu, że słuchamy Słowa Bożego i dochodzimy do osobistej wiary. Rozwija się dzięki codziennej poprawie. A więc trzeba się ćwiczyć, aby nie postępować w duchu tego świata. To samo dotyczy sprzężenia ze śmiercią i zmartwychwstaniem Jezusa. Dary Jezusa nie działają mechanicznie. Jesteśmy zobowiązani do ich używania, aby poprzez poprawę życia i słuchanie Słowa Bożego otrzymać nowe życie zmartwychwstania, aby działało w nas ono już tutaj na tym świecie. A zatem obrazy biblijne nie są może takie sztuczne, jak wydawać by się mogło na pierwszy rzut oka.
Bóg pragnie zawsze utrzymać w nas to, co nam dał. Ale my możemy zmarnować te dary, które otrzymaliśmy przez Chrzest, gdy nie będziemy ich cenić i rozwijać, gdy opuścimy Jezusa. Niebłaha to rzecz. Chrzest ze swoimi darami i zadaniem jest kwestią egzystencji dla nas jako istot mających odziedziczyć żywot wieczny.
W dzisiejszej sytuacji spoczywa na Kościele i na rodzicach wielka odpowiedzialność, aby nie zaniedbywać duchowego wychowania dzieci, lecz pomagać im w utrzymaniu tego „wszystkiego, co Pan rozkazał”, również przez osobisty przykład.
Czymś całkiem nowym u Jezusa było to, że w centrum nie stawiał starych i mądrych, lecz dzieci. I nigdy Jego słowa nie są tak twarde, jak wtedy, gdy mówi o tych, którzy „gorszą” dzieci. Dla takich byłoby lepiej, powiada, gdyby sobie zawiesili kamień młyński u szyi i pogrążyli się w głębi piekła.
W naszym Kościele chrzci się głównie dzieci. Dlatego wielka odpowiedzialność wobec Boga staje się jeszcze większa w przypadku tych, którzy odpowiadają za dzieci.