Kurierzy dobra

Relacja ks. Rafała Millera z wyjazdu do Ukrainy.

Parafia Ewangelicko-Augsburska w Sycowie od początku wojny w Ukrainie włącza się w pomoc osobom poszkodowanym. Przyjmuje uchodźców w Sycowie oraz organizuje transporty humanitarne do Ukrainy. Dzięki zbiórce kościelnej zainicjowanej przez sycowską parafię w październiku udało się przygotować ponad 400 paczek i wspomóc wiele osób.

~~~~

W dniach od 27 lutego do 1 marca po raz kolejny udało się nam pojechać na Ukrainę. Nasz wyjazd jednak zaczął się dużo wcześniej. Najpierw czekały nas zakupy i przygotowania. W sobotę przed Niedzielą Diakonii sycowska plebania zamieniła się w punkt spedycyjny. Przybyli wspaniali ludzie, którzy pomogli nam wszystko przygotować. Każdy wyjazd jest ogromną pracą wielu osób, a my jesteśmy tylko kurierami dobra niesionego potrzebującym.

W poniedziałek o czwartej rano ruszyliśmy w trasę. Wiedzieliśmy, iż nie jedziemy daleko bo na Wołyń, ale mimo wszystko zawsze każdemu wyjazdowi towarzyszą emocje. Dzięki Kapelanowi Straży Granicznej udało się bardzo szybko pokonać przejście graniczne. Po stronie ukraińskiej tym razem mogliśmy liczyć na wyrozumiałość, formalności nie zajęły dużo czasu. Może to również oznaka, że coraz mniej transportów humanitarnych przekracza granicę?

Wołyń to rozległa przestrzeń i droga, która nie raz kończy się znikającym asfaltem. Na godzinę 17.00 dotarliśmy do miejscowości Brody. Tu oczekiwali na nas mer miasta i jego urzędnicy. Wiedzieliśmy, że w mieście jest ponad 40 sierot i 20 osób, które przybyły ze wschodniej Ukrainy zmuszone uciekać przed wojną. Nasze paczki, ponad 80 sztuk, przepakowaliśmy na samochody urzędników miasta. Potem zostaliśmy zaproszeni na kolację. Zjedliśmy wspaniałe pielmienie i barszcz ukraiński z buraków (nie wszędzie jest to oczywiste). Rozmawialiśmy o problemach miasta i w jaki sposób my możemy pomóc. Nocleg mieliśmy zamówiony w hotelu, było dla nas istotne, żeby nie obciążać naszych ukraińskich gospodarzy, a przy tym wesprzeć miejscową gospodarkę. Uważamy, że takie wsparcie jest równie ważne jak pomoc humanitarna. Europejski poziom hotelu i atmosfera w nim panująca, a także porządek zrobił na nas spore wrażenie.

Następny dzień rozpoczęliśmy od wycieczki po mieście. Przeszliśmy Rynek, główną ulicę, plac targowy, aż do pałacu Potockich. Widok turystów z telefonami, wędrujących po mieście, robiących zdjęcia, był pewnym zaskoczeniem dla mieszkańców, od roku przyzwyczajonych głównie do ludzi w mundurach. Po spacerze wyruszyliśmy w drogę. Czekała na nas wizyta w szkole w Dubnie, która opiekuje się dziećmi ze specjalnymi potrzebami.

Dubno i kompleks szkolny był dla nas miłym zaskoczeniem. Czyste budynki, wszystko skromne, ale ludzie pełni zaangażowania i serdeczności dla swoich podopiecznych. Otrzymali od nas agregat prądotwórczy i grzejniki z nawiewem, z których można korzystać gdy nie ma prądu, dodatkowo jeszcze latarki, koce, zabawki i piłki. Właśnie taka pomoc była najbardziej potrzebna w tym momencie. W Dubnie jest lotnisko wojskowe, dlatego miasto jest zagrożone nalotami. Podczas alarmów dzieci muszą się ukrywać w schronach, często prąd jest wyłączany na wiele godzin. Zwiedzanie szkoły, przemiła rozmowa, wspólny posiłek, gościnność gospodarzy była ogromna. To wspaniałe, iż w tak skromnych warunkach można dla dzieci niepełnosprawnych czynić tyle dobrego. Będziemy wspierać i kibicować tej placówce. Serdecznie wyściskani na zakończenie ruszyliśmy do miasta Równe.

W Równem przy kompleksie szpitala znajduje się dom małego dziecka – dla dzieci porzuconych po urodzeniu. Przebywają tu dzieci w wieku do 3 lat. Zawieźliśmy tam pieluchy, kosmetyki i jedzenie dla najmłodszych. Personel placówki – ciepłe, zmartwione kobiety – są bardzo wdzięczne za każdą pomoc. Ja osobiście miałem swój wzruszający moment, kiedy z jednego z pomieszczeń wyszła dwuletnia dziewczynka z opiekunką i gdy mnie stojącego na korytarzu zobaczyła, zaczęła machać rączką na przywitanie… To są te momenty, kiedy człowiek czuje, jak bardzo mu coś ściska gardło. Wyładunkowi darów w Równem towarzyszył z oddali dźwięk syren alarmu przeciwlotniczego.

W ostatnim dniu odwiedziliśmy również dwie placówki w Brodach zajmujące się dziećmi niepełnosprawnymi. Jedna z nich znajduje się w dawnym pałacu Potockich. I tu również skromne warunki, ale pełne zaangażowanie ludzi wspierających najmłodszych niepełnosprawnych były dla nas fantastycznym doświadczeniem.

Podczas wyjazdu staraliśmy się znajdować czas na zwiedzanie. Spacerowaliśmy po mieście Brody i Równem, a ostatniego dnia – w Łucku. W centrum każdego miasta prezentowane są fotografie mieszkańców poległych w wojnie (pamiętamy podobne także z Kijowa). Każde miasto opłakuje swoich. Dziesiątki zdjęć przeważnie młodych ludzi, którzy do niedawna chodzili tymi ulicami – robią kolosalne wrażenie. Czujemy jak wiele cierpienia jest w domach naszego sąsiada i jak wiele musimy zrobić dla tych, którzy tam zostali.

W kwietniu po raz kolejny chcemy ruszyć w drogę z pomocą. Dziękujemy wszystkim, którzy nas wspierają, wszystkie parafie, diecezję wrocławską wraz ze zwierzchnikiem. osoby prywatne, każdą osobę, która nam pomaga. Jedni finansowo, inni fizycznie swoją pracą, a inni duchowo, modląc się o nas. Każda z tych osób jest tak samo ważna, a my, „gang Olsena z diecezji wrocławskiej”, jesteśmy emisariuszami miłości, wiozącymi dobro do bardzo zmęczonego wojną kraju, gdzie widać biedę i skromne warunki życia ogromnej liczby ludzi. I choć wiem, że często wielu mówi o bogatych Ukraińcach, to jednak większość mieszkańców tego kraju żyje w bardzo skromnych i ubogich domach i o tym, aby w tym najtrudniejszym czasie im pomóc, pamiętajmy.

Kolejną pomoc humanitarną dla dzieci i rodzin zastępczych w Ukrainie można wesprzeć finansowo na konto Parafii Ewangelicko-Augsburskiej w Sycowie o numerze: 20 1090 2415 0000 0001 4768 4742

ks. Rafał Miller