
Nabożeństwo musi być bardziej nabożeństwem, a modlitwa nie może być proklamacją
Wywiad z portalu ewangelicy.pl
Rozmowa z historyczką Kościoła ks. prof. Dorothea Wendebourg z Uniwersytetu Humboldtów w Berlinie.
Minęło prawie sześć lat od zorganizowanych na dużą skalę obchodów 500-lecia Reformacji. Powiedziałaby pani, że Kościół ewangelicki w Niemczech znajduje się dziś w lepszej sytuacji? Taki był też jeden z celów tej rocznicy.
Owszem, obchody były liczne i szerokie. W aspekcie międzynarodowym widocznie roiło się od ekumenicznych akcentów. W szwedzkim Lund odbyło się znamienne nabożeństwo, na które przybył papież Franciszek. Podczas głównych wydarzeń, które mieliśmy w Niemczech i gdzie ekumenia zawsze była obecna, odniosłam wrażenie, że chodziło o reformacyjne samoutwierdzenie się, ale także o samokrytykę protestantyzmu. Odbyło się wiele wydarzeń, a nabożeństwa jubileuszowe były wypełnione po brzegi. Nie można jednak stwierdzić, że od tego czasu Kościół ewangelicki zdobył wśród społeczeństwa nową siłę przyciągania.
Skoro dwa lata po jubileuszu w Kościele ewangelickim w Niemczech pojawia się pytanie, czy nabożeństwa są w ogóle jeszcze komuś potrzebne, to czy nie było to coś w rodzaju twardego lądowania po jubileuszu? Również pani brała udział w tej debacie i mówiła wtedy: „Z pustymi kościołami nie ma chrześcijaństwa”.
Powtórzyłabym to także dzisiaj, przy czym odnoszę wrażenie, że ci, którzy to mówią, że Kościół nie potrzebuje już nabożeństw, należą do prowokacyjnej mniejszości. Moim zdaniem ta prowokacja ma taki efekt, że ci, którzy są innego zdania, muszą jeszcze mocniej uświadomić sobie, dlaczego potrzebujemy nabożeństwa. Znam bardzo niewiele osób, które opowiadają się przeciwko nabożeństwom, ale znam bardzo wielu, którzy mówią: nabożeństwo musi być bardziej nabożeństwem, abyśmy lepiej wiedzieli, dlaczego go w ogóle potrzebujemy.
Może pani sprecyzować, co to znaczy, że nabożeństwo powinno być bardziej nabożeństwem?
Chodzi o to, aby nabożeństwo było skoncentrowane na relacji między Bogiem a człowiekiem i między człowiekiem a Bogiem, podczas gdy przyzwyczailiśmy się do postrzegania nabożeństwa jako horyzontalnego wydarzenia. Mówimy w imieniu świata i o tym, co mamy światu do powiedzenia. A nasze modlitwy nie są po części tak naprawdę modlitwami, ale proklamacjami, w których wykorzystuje się sytuację, że nikt nie może się wypowiedzieć.
Co prawda, pochylamy nasze głowy przed Bogiem, ale później prezentujemy dany program społeczno-polityczny w formie modlitwy. Na różne sposoby oduczyliśmy się widzieć nabożeństwo jako przestrzeń, w której chodzi o relację człowieka do Boga i odwrotnie. Pochylamy nasze głowy przed Bogiem, ale później prezentujemy dany program społeczno-polityczny w formie modlitwy. Na różne sposoby oduczyliśmy się widzieć nabożeństwo jako przestrzeń, w której chodzi o relację człowieka do Boga i odwrotnie.
„Pochylamy nasze głowy przed Bogiem, ale później prezentujemy dany program społeczno-polityczny w formie modlitwy. Na różne sposoby oduczyliśmy się widzieć nabożeństwo jako przestrzeń, w której chodzi o relację człowieka do Boga i odwrotnie.” ks. prof. Dorothea Wendebourg
Czasami, gdy słyszy się nabożeństwo ewangelickie w niemieckim radio, można odnieść wrażenie, że koniecznie musi nastąpić jakiś efekt zaskoczenia lub przynajmniej zaistnieć coś nowego. Na jaki pomysł wpadną tym razem organizatorzy? Właściwie trudno o tradycyjne nabożeństwo ewangelickie…
Tutaj byłabym nieco ostrożna, ponieważ nabożeństwo radiowe czy telewizyjne jest samo w sobie dość specyficznym wydarzeniem. Pojawia się chęć pokazania czegoś spektakularnego, czegoś innego niż w każdą niedzielę i uważam to za błąd. W mediach powinniśmy robić to, co powinno mieć miejsce w każdą niedzielę, ale na wysokim poziomie, co radio i telewizja mogłyby właściwie umożliwić.
pełna treść wywiadu na: ewangelicy.pl