Niedziela Jubilate

„Jeszcze tylko krótki czas, a nie ujrzycie mnie, i znowu krótki czas, a ujrzycie mnie, bo idę do Ojca. Mówili tedy niektórzy z uczniów Jego między sobą: Cóż, to znaczy, co mówi do nas: Jeszcze tylko krótki czas, a nie ujrzycie Mnie, i znowu krótki czas, a ujrzycie Mnie, i to: bo idę do Ojca? Mówili więc: Cóż to znaczy, co mówi: Jeszcze tylko krótki czas? Nie wiemy, co mówi. Poznał Jezus, że Go chcieli zapytać, i rzekł im: Pytacie się nawzajem o to, co powiedziałem: Jeszcze tylko krótki czas, a nie ujrzycie Mnie, i znowu krótki czas, a ujrzycie Mnie? Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Wy płakać i narzekać będziecie, a świat się będzie weselił; wy smutni będziecie, ale smutek wasz w radość się zamieni. Kobieta, gdy rodzi, smuci się; bo nadeszła jej godzina; lecz gdy porodzi dzieciątko, już nie pamięta o udręce gwoli radości, że się człowiek na świat urodził. I wy teraz się smucicie, lecz znowu ujrzę was, i będzie się radowało serce wasze, a nikt nie odbierze wam radości waszej. A w owym dniu o nic mnie pytać nie będziecie.”

  J 16, 16 – 23a

WARTO Z JEZUSEM ŻYĆ

Już trzy tygodnie radośnie rozbrzmiewa wieść – Jezus żyje! Nasz Zbawiciel Drogi żyje!  Ta prawda towarzyszyła apostołom, uczniom Jezusa Chrystusa wszędzie, gdziekolwiek się udawali. Ta prawda wypełniała i wydawać by się mogło przepełniała ich serca. Wszak Jezus po zmartwychwstaniu nie raz i nie dwa stawał na ich drodze życia. On objawiał im swą niezwykłą moc. On informował w sposób szczególny, że ma o nich staranie i ma ich w swojej opiece. Właściwie uczniowie byli już przyzwyczajenie, że ni stąd ni zowąd pojawia się Zmartwychwstały Pan. Tak było, gdy siedzieli zatrwożeni w jerozolimskim domu. Nie inaczej było, gdy zamartwiali się nieudanym połowem ryb na Morzy Tyberiadzkim czy w chwili, gdy stanął naprzeciw Tomasza zwanego Bliźniakiem. To dodawało im sił oraz zachęcało do działania. Tymczasem dziś Pan Jezus informuje uczniów o czymś smutnym, trudnym do przyjęcia i zaakceptowania. On mówi, że skończy się niedługo czas, w którym oni w sposób fizyczny, będą mogli się z Nim spotykać. To wydawało się nie do zaakceptowania. Nawet zapomnieli o tym, że Jezus nie tak dawno nauczał i powiedział: „Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli.” J 20, 31b Czy ja o tej nauce pamiętam?

Rzeczywiście łatwo było uczniom iść przez życie, wiedząc, że w każdej chwili żywy Jezus stanie obok. Tymczasem dziś, tak wydawać się może, wszystko się zmieniło. Troski, problemy, kłopoty, przeciwieństwa losu dotykają człowieka coraz bardziej. Coraz częściej człowiek zadaje sobie pytania dotyczące sensu życia. Dziś musimy słuchać okrutnych informacji o mordach chrześcijan. Jakież spustoszenie sieją informacje mówiące o kolejnych aktach przemocy, terroru, o niepokojących informacjach z Ukrainy. Do tego trzeba dołożyć wieści o problemach społecznych, socjalnych, o potężnych kryzysach rodzinnych, domowych. To są te wszystkie informacje, które wręcz paraliżują, unieruchamiają całkowicie. Jakby tego było mało dochodzą jeszcze wieści o okrutnych chorobach, które dziesiątkują społeczeństwa. Ileż dziś ludzi wylewa łzy przygnębienia, gdyż medyczna diagnoza nie pozostawia żadnych złudzeń. Ileż dzieci pyta co teraz z nami będzie? Co ma powiedzieć matka dziecku, gdy lekarz poinformował ją o śmiertelnej chorobie?  Albo co ma powiedzieć dziecko, które w oka mgnieniu w wypadku, katastrofie, albo w innych okolicznościach straciło rodziców? Co ma powiedzieć człowiek, który musi zatrzymać się na osiedlu grobów i tam rozstawać się ze swoimi bliskimi? Czy ma swobodnie powiedzieć, jak żałobny pieśniarz: „Tu ciało ma kres. Proch musi być z prochem złączony”? Czy dziecko ma tylko powiedzieć: „Mateczko kochana nad wszystko na świecie, żyłem z tobą szczęśliw jako małe dziecię?” ŚK 464,1 Niestety wówczas człowiek pyta: co teraz? Co z nami będzie? Czy podołamy? Z oczy płyną tylko łzy bólu, żalu,  przygnębienia i goryczy. Do tego dołożymy jeszcze samotność, sędziwość i opuszczenie. Nic innego – tylko narzekanie. Nic innego – tylko łzy. Właściwie to jest obraz dzisiejszego chrześcijańskiego świata, chrześcijańskiego życia. Bardzo wyraźnie pokazuje to dzisiejsza perykopa Janowej Ewangelii.

Świat się cieszy. Świat nie zwraca uwagi na tragedię, którą człowiek przeżywa. Ból zmieszany z łzami stał się czymś powszechnym i chyba przestaliśmy zwracać na to uwagę. Gdzież podziała się nasza chrześcijańska nadzieja, którą przez swoje  zmartwychwstanie Jezus na ziemię przyniósł? Gdzież podziała się nasza ufność pokładana w Jezusie Chrystusie? Czyżby została zabarykadowana w ramach świątecznego dnia, nabożeństwa? Jeśli tak, to nie dziwmy się, dlaczego tyle niepokoju, tyle łez na naszych drogach i ścieżkach życia. Nie można Chrystusa zamykać w ramach tradycji, świąt czy liturgicznego przeżywania. On jest Bogiem każdego dnia, każdej chwili i każdego momentu naszego życia. Przypomnij sobie, jak stawał na drodze życia osób śmiertelnie chorych i uzdrawiał ich. On stawał na drodze ludzi zalanych łzami, gdyż śmierć zbierała żniwo, zabierając im drogie, kochane i bliskie osoby. On wskrzeszał zmarłych, wlewając w zatrwożone serce, radość, szczęście, pokój i niezwykła nadzieję. Nie inaczej jest i dziś. On staje na twojej i mojej drodze życia. On wypełnia nasze serca pokojem. Kto dodaje tobie i mnie sił, gdy w życiu ciężko, bardzo ciężko? On, Jezus Chrystus! Właśnie wtedy jesteśmy bardzo aktywnymi, często uginającymi kolana, wołającymi do Boga. Jakby wówczas to polskie przysłowie: „Kiedy trwoga to do Boga” w stu procentach wpisywało się w naszą codzienność, naszą religijność i pobożność. Czy zawiedliśmy się na Nim? Nie! Absolutnie nie! Więc dlaczego tak rzadko staję przed Bogiem? 

Dziś Jezus zwraca naszą uwagę na regularność, dyscyplinę religijnego życia. Troski, problemy, łzy i cierpienia są nieodzownymi elementami ziemskiego życia. Nawet Jezus nie był wolny od nich. Jednakże jeśli ktoś jest związany z Chrystusem węzłem szczerości, miłości i prawdziwej, nieobłudnej wiary, ten wie, ba jest pewien, że nikt i nic nie jest w stanie odłączyć od miłości Bożej, która jest w Jezusie Chrystusie. Masz taką pewność? Jeśli jej brak, to na pewno można ją wzmocnić. Jezus zaprasza do swojej społeczności. On zaprasza każdego mówiąc: „Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie.” Mt 11, 28 On chce nasz smutek zamieniać w radość. Słyszysz to zaproszenie? Co odpowiadasz Jezusowi? 

Niedawno czytałem, jak pewne dziecko przeżywało tragedię, gehennę w swoim rodzinnym domu. Nie było dnia, aby alkohol nie płynął strumieniami. Nie było dnia bez awantury oraz bicia, plucia i kopania. To dziecko oprócz łez wołało do Boga. Ono pamiętało, co nauczyła go babcia. Narzekało na swój los, widząc, jak rówieśnicy mają dość jedzenia, jak ubierają się w lepsze ciuchy, jak mogą cieszyć się swoim rodzinnym domem. To dziecko zawołało do Jezusa: „Wiem, że istniejesz. Wiem, że żyjesz, choć Cię nie widzę, ale wiem, że mnie, Jezu, słyszysz. Proszę, Panie Jezu, o mój dom, moich rodziców. Niech alkohol zmieni się w wodę. Niech przekleństwa zmienią się w ciepłe słowo – kocham cię! Niech piwo zamieni się kromkę chleba, nawet suchą, bo Ty wszystko możesz.”, a po tej modlitwie to dziecko zaśpiewało:  „Przyjaciela mam, co pociesza mnie, gdy o Jego ramię oprę się…Bać nie muszę się ani ronić łez, gdy o Jego ramię oprę się. Pokój w duszy mam, gdy On blisko jest, gdy o Jego ramię oprę się. Boże ramię to jest w ucisku pewny gród. Boże ramię do niebieskich mnie zawiedzie wrót.” ŚK 816

 Amen. 

ks.mł.bryg. Adam Glajcar