2. Niedziela przed Postem – Sexagesimae

(9) W nocy miał Paweł widzenie: jakiś Macedończyk stanął [przed nim] i błagał go: Przepraw się do Macedonii i pomóż nam! (10) Zaraz po tym widzeniu staraliśmy się wyruszyć do Macedonii w przekonaniu, że Bóg nas wezwał, abyśmy głosili im Ewangelię. (11) Odbiwszy od lądu w Troadzie popłynęliśmy wprost do Samotraki, a następnego dnia do Neapolu (12) a stąd do Filippi, głównego miasta tej części Macedonii, które jest [rzymską] kolonią. W tym mieście spędziliśmy kilka dni. (13) W szabat wyszliśmy za bramę nad rzekę, gdzie – jak sądziliśmy – było miejsce modlitwy. I usiadłszy rozmawialiśmy z kobietami, które się zeszły. (14) Przysłuchiwała się nam też pewna „bojąca się Boga” kobieta z miasta Tiatyry imieniem Lidia, która sprzedawała purpurę. Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła. (15) Kiedy została ochrzczona razem ze swym domem, poprosiła nas: Jeżeli uważacie mnie za wierną Panu – powiedziała – to przyjdźcie do mego domu i zamieszkajcie w nim! I wymogła to na nas. Dz 16,9-15

Siostry i Bracia w Panu Jezusie Chrystusie!

Trwa czas ferii zimowych, a w naszym Województwie Śląskim, ferie te właśnie są na półmetku. Być może w tym czasie zaplanowaliśmy różne urlopowe wyjazdy. Zdarza się, że korzystamy z tak zwanego „last minute”. Wynajdujemy w Internecie taką ofertę, jakąś destynację albo pojawia się nam na ekranie telefonu reklama biletu lotniczego za niewielkie pieniądze i na skutek impulsu ruszamy w spontaniczną podróż. Takie podejście do wyjazdu związane jest na pewno z większą adrenaliną, ale wracając do domu, po udanej podróży, bywa, że sami sobie się dziwimy, że znaleźliśmy się w kraju, do którego nie planowaliśmy polecieć, bywa, że nawet w porze roku, zupełnie niezwiązanej z jakimkolwiek sezonem turystycznym.
Dzisiaj w naszym tekście biblijnym widzimy również podróż, konkretnie jeden etap podróży misyjnej apostoła Pawła. Szczególnej, zupełnie nieplanowanej podróży, do tego podróży bynajmniej nie turystycznej. Paweł po personalnych perypetiach przybył ze swoimi braćmi w Chrystusie do Troady i tam usłyszał, a w zasadzie zobaczył w wizji, Macedończyka błagającego o przybycie do jego kraju i pomoc. W taki sposób Duch Święty przemówił do Pawła (nie pierwszy i nie ostatni, we śnie lub w wizji) który kierowany tym duchowym wskazaniem wyruszył do Filippi. Można powiedzieć, że podróżowanie Pawła było takim szybkim, dedykowanym przez Ducha Świętego, spontanicznym podróżowaniem. Z jednej strony takiego prowadzenia Ducha można było Pawłowi pozazdrościć, a z drugiej strony wymagało to od niego duchowej dyscypliny i oddania się w pełni duchowemu prowadzeniu Boga. Skutkiem tego prowadzenia było spotkanie z Lidią w Filippi – ówczesną bizneswoman, która handlowała purpurą – barwnikami do ubrań z wysokiej półki, ubieranych przez władców i bogatych ludzi. Była to nietuzinkowa kobieta, która doskonale znała wartość pieniądza, na pewno prowadziła niejedne, twarde negocjacje, znała różnych ludzi, posiadała biznesowe doświadczenie i obycie w świecie. Paweł udał się ze swoimi współpracownikami (Tymoteuszem, Sylasem i prawdopodobnie Łukaszem) nad rzekę w poszukiwaniu miejsca, w którym mogliby się gromadzić ludzie na modlitwie. Tam, między innymi, spotkał Lidię. Czytamy, że była bogobojną kobietą, dla której chrystusowe zwiastowanie Pawła, stanowiło przełom w jej duchowości – Pan otworzył jej serce…
I to jest cel Kościoła, cel zwiastowania, właśnie, by Pan Bóg – otworzył czyjeś serce. Takie proste, a jednak… Ostatnio dotarła do mnie reklama jakiegoś kościoła. Brzmiała mniej więcej tak: „Chodź do nas, razem zrobimy przebudzenie w tym kraju…” W mojej ocenie zuchwałe, zupełnie niezrozumiałe i wręcz niebezpieczne… Dzisiaj budujemy kościoły, organizujemy spotkania, na które coraz trudniej zaprosić nawet ludzi z naszego codziennego otoczenia i wreszcie zdarza się niestety tak, że myślimy, jak organizatorzy tego „przebudzenia”, że Duch Święty, Suwerenny Bóg, jest naszym duchowym dżinem na zawołanie… Tymczasem, podobnie jak Paweł, to my (ty i ja) musimy udać się również „nad rzekę”, do ludzi i szukać ich, w ich codzienności.

Dzisiaj te przestrzenie przebywania ludzi, miejsca, gdzie można spotkać drugiego człowieka są bardzo różne. Od tych bardzo zwyczajnych, bardzo realnych (metro, ulica, sklep, praca, szkoła, uczelnia) po przestrzenie wirtualne. Możliwości jest bardzo wiele! Czy jednak chcemy wyjść z naszych bezpiecznych kościelnych przestrzeni i skonfrontować się z odpowiedzią na zwiastowanie Ewangelii, tych którzy są niezwiązani z kościołem. Warto przypominać sobie, że bez Bożego błogosławieństwa, bez Ducha Świętego, choćbyśmy nie wiem, jak się napinali, niczego ani nikogo nie przebudzimy…

Niestety albo całe szczęście, bycie w Bogu, życie chrześcijańskie, podążanie za Duchem, wiąże się z codziennym „last minute”, z wieloma zwrotami akcji, z zaskoczeniami, bo przecież nie o spokojny sen chodzi, ale o duchową walkę, o zbawienie ludzi! Chodzi też o zwykłą – niezwykłą, codzienność, wierność Bożemu powołaniu, które zakłada, że każdy z nas wierzących jest narzędziem, nie szefem Boga.
Lidia, jak mawia się, pierwsza chrześcijanka – Europejka, powinna być dla nas ludzi wierzących pewnym, symbolem. Po pierwsze tego, że to Pan Bóg przemienia ludzkie serca, bez względu na to kto kim jest i skąd jest i po drugie, że udana misja głoszenia Słowa, to nie zawsze – tłum, fajerwerki, super miejsce spotkania, ale choć jedno „Otwarte przez Pana serce”.  Nawet misjonarz, ty i ja – zwiastujący, składający świadectwo, nie ma przecież dostępu do serca człowieka. I trzeba to jasno powiedzieć, że jesteśmy w misji zwiastowania Ewangelii tylko albo aż narzędziami Boga, a On sam za sprawą swojego Słowa i Ducha decyduje komu „otworzy serce”.

Bogata kobieta – Lidia, przyszła szukać czegoś więcej, ponad to, co posiadała,
a miała naprawdę dużo. Tak dużo, że Kościół korzystał później z jej gościnności, bogactwa i ofiarności. Ona nie znalazła poczucia bezpieczeństwa wśród bożków, różnych religii, które były modne także w tamtym czasie, nie szukała spokoju w swoim bogactwie, ale przyszła nad brzeg rzeki, do prostych kobiet, które po prostu tam się modliły. To nie było jakieś super spotkanie we wspaniałym miejscu, ale brzeg rzeki i proste rozmowy. Ich świadectwo, zwiastowanie Pawła, a przede wszystkim otwarcie przez Ducha Świętego jej serca, sprawiły, że ona i jej cały dom, zostali ochrzczeni.

Życzę Wam i sobie, byśmy w codzienności naszego życia składali ewangeliczne świadectwo osobom, które są wokół nas. By ta nasza życiowa podróż wiary była: pełna pasji, entuzjazmu, pełna Ducha. Byśmy każdego dnia podejmowali prostą, nawet często cichą, ale ekscytującą, duchową misję głoszenia Słowa, a Wszechmogący Pan będzie działał, otwierał ludzkie serca!

A dziś, jeśli głos Jego usłyszycie, nie zatwardzajcie serc waszych… Amen.

Z modlitwą o Was!

ks. Andrzej Wójcik