english version
Hasła biblijne na dzisiaj Ukryj hasła biblijne

Kazanie na szesnastą niedzielę po Trójcy Św.

I stało się nazajutrz, że szedł do miasta, które zwą Naim, a szło z nim uczniów jego wiele i lud wielki. A gdy się przybliżył do bramy miejskiej, tedy oto wynoszono umarłego, syna jedynego matki swojej, a ta była wdową, a z nią szedł wielki lud miasta onego. Którą ujrzawszy Pan użalił się jej i rzekł jej: Nie płacz! A przystąpiwszy dotknął się trumny, (a ci, co nieśli, stanęli) i rzekł: Młodzieńcze, tobie mówię: Wstań! I usiadł on, który był umarł, i począł mówić; i oddał go matce jego. Tedy wszystkich strach zdjął, a wielbili Boga mówiąc: Prorok wielki powstał między nami, a Bóg nawiedził lud swój. I rozeszła się o nim ta wieść po całej Judzkiej ziemi, i po całej okolicznej krainie. Ewangelia Łukasza 7, 11 - 17.


O ewangelii dzisiejszej dało by się bardzo wiele kazać. Ale na dwie rzeczy tylko ograniczyć się chcemy; najprzód na pociechę, jaka nam przeciwko śmierci pozostawa, albowiem takiej pociechy i nauki bardzo potrzebujemy, a potem na chrześcijańską litość i współczucie, które powinniśmy mieć jedni dla drugich.


Opowiada ewangelia o biednej wdowie, która utraciwszy męża traci syna swego jedynego i pozostaje nad wszelką miarę nędzna i opuszczona. Bo między Żydami poczytywano za niepospolite nieszczęście, gdy w rodzinie nie było syna, albowiem na tym się opierało panowanie ich, że w każdym domu chciano mieć dziedzica. Dlatego ta niewiasta biedną była i zasmuconą wdową, i mogło się zdawać, jakoby się Pan Bóg na nią gniewał i zapomniał o niej odebrawszy jej naprzód męża a potem znowu syna i nie moglibyśmy się dziwować, gdyby była o Bogu zwątpiła. Nad nią to ulitował się Pan Jezus, a wskrzesiwszy syna oddał go matce jego i napełnił serce jej radością, dziesięć razy większą, niż przedtem był jej smutek. Dziwić się tylko muszę, jako od radości nie upadłszy nie umarła od razu.


Zapamiętajmy sobie tą historię dlatego, abyśmy się nauczyli przez nią wiarę naszą wzmacniać i utwierdzać. Albowiem nie o niewiastę jedynie chodzi Chrystusowi Panu, owszem nas wszystkich chce przekonać, jak marną rzeczą jest śmierć, abyśmy się jej nie lękali, lecz w wierze i w cierpliwości trwali, nie dbając ni na śmierć ni na żadne inne nieszczęścia. Albowiem mamy w nim pana, który śmierć i wszelakie nieszczęście wniwecz może obrócić. Patrz tylko, jak prędko i łatwo pomaga Pan niewieście tej prawie kiedy już nie było dla niej pomocy. Któż bowiem mógł przypuścić, żeby syn, którego niesiono do grobu, jeszcze do życia powrócić miał? W takiej chwili, kiedy już znikła wszelka nadzieja, przychodzi miły Pan nasz, Jezus Chrystus a nie czyni nic więcej, jedno rzecze: "Młodzieńcze, tobie mówię: Wstań"; a umarły od razu wstawszy żyje na nowo. A zaś tutaj nie musimy wyznać, że przed obliczem Pańskim śmierć tym że samym jest, co życie, a czy żyjemy, czy umieramy, jedno jest przed Panem? On rzecze tylko słowo a śmierć od razu ustępuje i powraca życie. Prawdę tedy powiada Chrystus mówiąc: "Bóg nie jest Bogiem umarłych, ale żywych". Albowiem chociaż Abraham, Izaak, Jakub i inni święci patriarchowie umarli dla nas, żyją jednak Bogu.


Tę to wielką moc Bożą z tej ewangelii poznać mamy, którą w dzień sądny okaże Bóg przez Jezusa Chrystusa, gdy mocą słowa swego wszystkich umarłych z martwych wzbudzi i da wszystkim wierzącym żywot wieczny. To stanie się w jednej chwili, abyśmy nie wątpili, że u Chrystusa Pana jest jedno i drugie, t. j. moc, która takie rzeczy, jako tu widzimy, wykonać może, i wola, która je chętnie wykonać chce. Potwierdza to ewangelia nasza. Syn wdowy jest umarły, nie ma więcej ni słuchu ani innego zmysłu; a jednak słyszy, gdy Pan doń przemówił. Zaprawdę to cud. Nie słyszący słyszy a nie żyjący żyje a to wszystko na jedyne słowo Chrystusowe. Jedno słowo jego to sprawuje, że śmierć musi ustąpić, a życie powrócić.


Lecz któż uwierzy, że to Chrystusowi tak łatwo wyrwać nas z mocy śmierci i przywrócić do żywota. A przecież on to chętnie czyni, jako tu widzimy. Nie ma tu bowiem nikogo, co by go o to prosił; żal mu tylko biednej niewiasty, przetoż nie czekając na prośby przybliża się do trumny i wzbudza umarłego jej syna. Niech tedy przykład ten nauczy nas nie lękać się śmierci, lecz szukać w Chrystusie Panu pociechy. Co Pan tu uczynił to uczynił dla nas, chciał nam niby rzec: Wiem ci ja, że lękacie się śmierci, lecz nie bójcie się a niech nie trwoży się serce wasze, albowiem, chociaż okrutną jest śmierć, nic wam wyrządzić nie może! Może was jedynie przestraszyć. Lecz nie zważajcie na trwogę, którą czujecie, na mnie patrzcie i na to, co ja mogę dać i co chcę, a zwłaszcza, że tak łatwą mi jest ocucić was z śmierci, jako się człowieka na łożu śpiącego ocuca ze snu. Do tego to chętnie i z przyjemnością wykonam, boć to mogę i chcę uczynić. Wynika stąd, że sen tych, co śpią na łożu swym, jeszcze jest twardszy niż tych co śpią w mogiłach pod ziemią, nieraz bowiem na śpiącego dziesięć razy trzeba zawołać, zanim raz usłyszy, gdy tymczasem umarli na jedyne słowo Chrystusowe powstają od umarłych, jako nam przykład tego młodzieńca i przykład Łazarza według 11. Rozdziału ewangelii Jana objawiają. Dlatego też przed Panem śmierć nie nazywa się śmiercią. Dla nas zowie się i jest śmiercią, którą umieramy, lecz przed Panem jest ona tylko snem tak lekkim, że lżejszym już być nie może. To nam miły Pan nasz, Jezus Chrystus chciał uwidocznić, abyśmy się przed powietrzem morowym lub nawet śmiercią nie trwożyli, owszem jej mogli rzec: Choćbyś, śmierci, była jak najgorszą, cóż nam uczynisz? Masz ty wprawdzie okrutną paszczę, którą otwierasz i przestraszasz mnie, bo ci umierać nie pragnę; lecz nie dbam o to, co ty czynisz i że jako tak wyciągasz na mnie swój miecz. Owszem o tym myśleć i na to patrzyć chcę, co Pan Bóg nasz uczynić może i chce, choćbyś ty mnie połknęła. On nie lęka się ciebie ani dba na twe okrucieństwa i mordy, lecz powie tylko: "Śmierci, jam jest śmiercią twoją, piekło jam zniszczeniem twoim". Ty dusisz moich chrześcijan, ale ja ciebie zaduszę a ich przywrócę do żywota.


Tę pociechę daje nam Pan w ewangelii dzisiejszej, że chrześcijanie, chociażby umarli, nie są umarli, ale śpią snem tak lekkim, że Chrystus ich nawet skinieniem palca ocucić potrafi. Niewielka to chluba dla śmierci, że w największej zażartości swojej nic więcej wykonać nie może, tylko uśpić człowieka, którego Chrystus jednym słówkiem ze snu wywoła, jako powiada według św. Jana 5.28: "Przyjdzie godzina, w którą wszyscy, co są w grobach, usłyszą głos jego, i pójdą ci, którzy dobrze czynili, na powstanie żywota, ale ci, którzy źle czynili, na powstanie sądu".


Tę pociechę maja chrześcijanie; Turcy, Żydzi, ba nawet zwolennicy papiestwa nie mają jej. Wiedzą oni, że przyjdzie śmierć a potem sąd i piekło, lecz cóż czynią? Serca swego i nadziei swej nie pokładają w Chrystusie, lecz swymi modlitwami, postami, odpustami i innymi rzeczami przeciwko niemu się zwracają, a Chrystusa uważają jedynie za sędziego, który przyszedł sądzić i zatracać. Jest w tym wymysł szatana, który Chrystusa robi gorszym od śmierci, tak że przed dniem sądnym człowiekowi tylko truchleć i rozpaczać trzeba. Tak chrześcijanie nie czynią. Wiedzą oni, że w dzień ostateczny Chrystus sądzić będzie niewierzących, którzy słowa jego ani przyjąć, ani jemu wierzyć nie chcieli. Ale co do siebie świadomi są różnicy mówiąc: Jam jest ochrzczony i wierzę w Pana mego Jezusa Chrystusa, który umarł za grzechy moje a z martwych powstaniem swym zjednał mi sprawiedliwość i żywot wieczny. Przeczbym się lękał. Nie jest on wrogiem, lecz przyjacielem i orędownikiem moim u Ojca. Cóż w tym dla mnie złego, choćby mnie nadszedł dzień sądu lub śmierci! Wszakże Pan mój, Jezus Chrystus tylko na chwilę pozwoli śmierci udławić mnie; a gdy ona będzie pewną, żem zginął, ja spać będę tylko, spać tak lekko, tak słodko, że ledwie Pan Jezus usta swe otworzy, ja go usłyszę i powstanę ku żywotowi wiecznemu.


Uczmy się tedy i na to zważajmy, że nie trzeba nam się lękać śmierci ani sądu, albowiem nie idzie Chrystus dla sądu i zatracenia naszego, lecz jako do tej biednej wdowy i syna jej przybył, tak przyjdzie i do nas, aby nas wzbudził od umarłych i obdarował nowym żywotem, w którym byśmy i słuch i wzrok i język i wszystko inne znowu odzyskali. Tak przyjdzie do wszystkich, co weń wierzymy i zbawi nas, ale tych co weń nie wierzą, potępi. Szukajmy tedy zbawiciela tego, wierzmy w niego, miejmy coraz to pewniejszą ufność w pomoc i łaskę jego, nie bójmy się śmierci ani sądu. Kto się boi, czyni to według starego Adama i ciała swego, nie zaś według Chrystusa i słowa jego. Albowiem jest istotną prawdą, że w dzień sądny przyjdzie Chrystus i zbudzi nas z grobu. Ciała chrześcijan odpoczywają w grobach i śpią, aż przyjdzie Chrystus, zapuka do grobu i zawoła: Wstań! Tedy powstaniemy, jakby z łagodnego snu cielesnego i z Chrystusem Panem, żyć będziemy we wiecznej radości. Tę ufność mają chrześcijanie, ale jej nie mają Turcy ani Żydzi, ani też zwolennicy papieża, owszem są bojaźliwi, w strachu i rozpaczy, nie wiedząc, co ich czeka. Ale dlaczegoż nie wierzą, że Chrystus dla wierzących jest zbawcą, a sędzią tylko dla niewierzących! Jeśli chrześcijaninem jesteś, a w Chrystusie Panu pociecha twoja, tedy on staje się tobie lekarzem, pomocnikiem i wybawcą od śmierci i szatana. Jeśli zaś gdzie indziej pociecha twoja, jeśli skądinąd wyglądasz pomocy, tedy Chrystus tobie sędzią będzie dlatego, żeś stał się niewolnikiem szatana i sługą śmierci, że czynisz to, co jest według szatana i śmierci. Ci bowiem są wrogami Chrystusowymi i walczą przeciwko królestwu jego, lecz Chrystus będzie sędzią ich. Pobożnym zaś, którzy w nim pociechę pokładali, sprawi pokój i odpocznienie we wieczności.


Według nauki tej, która nas uczy wiary, powinniśmy się także od Pana Jezusa uczyć być miłosiernymi. Często przez rok słyszycie o miłości, jako jedni drugim służyć mamy. Ale miłosiernym być jest nieco więcej, to znaczy mieć serce czyste dla nieszczęścia i nędzy innych. Ty masz sąsiada chorego, który jest w nędzy. Nie dosyć na tym, żebyś mu chętnie chciał dopomóc, owszem powinieneś jego nędzę odczuć tak, jakby swą własną. Pokazuje to przykład Pana. Przybywa od miasta jako gość obcy i nieznajomy, ale ujrzawszy nędzę wdowy, ujmuje się za nią tak, jakby to jego własny syn był; płacze z matką za nim, pociesza ja i pomaga jej. To jest przykład miłości wynikającej z wiary, a nie zabraknie miłości takiej, jeśli tylko wiara jest prawdziwa. Nie czynimy tak, jak czynią ludzie źli i rozpustni, których nawet między nami nie mało. Serce ich jest z pnia lub z kamienia, śmieją się, gdy widzą, jak sąsiadowi się źle powodzi i ból im to sprawia, że kto inny ma jeszcze choćby tylko fennika. U chrześcijan tak być nie powinno. Ci mają mieć litość, kiedy bliźniemu nędza dokucza, a mają się radować, kiedy innym się dobrze wiedzie. Tak bowiem nakazuje św. Paweł mówiąc: Weselcie się z weselącymi a płaczcie z płaczącymi. Nie bądźmy tedy jak drągi i kamienie, co się radują nad nieszczęściem innych i byłoby im nader miło, żeby krom nich nikt nic nie posiadał.


Lecz litość jest dwojaka, jako też niedostatek jest dwojaki, duchowy i cielesny. W cielesnym niedostatku, widząc jak człowiek biedny ani sobie sam pomóc ani bez pomocy obejść się nie może, trzeba biec, radzić i pomagać bliźniemu, w czym tylko można. Duchowy niedostatek zaś jest tam, gdzie dusza cierpi. Widzisz nieraz człowieka młodego, co rośnie jak drzewo, ale kazania słuchać nie chce, owszem nim gardzi, modlić się nie umie, ale za to umie żyć w rozpustach, w nieposłuszeństwie i w wszelakim grzechu. Człowieka takiego napominać, a jeśli to nie pomoże, surowymi słowami karać, bo nawet dla zapobieżenia grzechowi i zgorszeniu rózgą lub laską oprawić, to także znaczy wykonywać miłosierdzie. Bo takie grzechy są dla duszy więcej niebezpieczne, niż choroba dla ciała. Względem człowieka takiego trzeba tedy pełnić miłosierdzie, jak tylko się daje, słowem, rózgą i laską.


Powiedz może, że to jakieś okrutne miłosierdzie, okładać człowieka rózgami. Lecz cóż robić? Gdy tego potrzeba, trudno zaniechać. Wszakże i lekarz musi nieraz dla zachowania życia człowiekowi odjąć nogę lub rękę. Tam się ma rzecz i tutaj, albowiem karanie ku temu ma posłużyć, aby się człowiek naprawił i uwolnił od szatana i królestwa jego. Gdybyś wpadł do wody, a ktoś ująwszy za włosy uratował by cię, czyż byś gniewał na niego za to, że ci porwaniem za włosy sprawił boleść? Czyżbyś nie dziękował mu raczej. Jeśli tedy w potrzebie cielesnej dla własnej korzyści chętnie nawet i boleść znosisz, czyż byś miał się gniewać, kiedy nie o cielesny, lecz o wieczny żywot, nie o ciało lecz o duszę idzie!


Uczynkiem miłosierdzia, który ci Pan Bóg wynagrodzi, jest także, abyś w tym razie, jeśli w domu swym masz dziatki złe lub złą czeladź, wziął w rękę swą dębowy kołacz i nasmarował im dobrze plecy, boć to jest duchowna maść przeciwko chorobie duszy, jaką jest nieposłuszeństwo przeciwko ojcu i matce, przeciwko gospodarzom i gospodyniom w domu. Jest to uczynek miłosierdzia, albowiem widząc człowieka w upadku jego dopomagasz mu. Miłosierdzia takiego nie powinni zaniedbywać w domu ojcowie i matki względem dziatek i czeladzi, w państwie zwierzchność względem poddanych, owszem powinni czuwać, aby w jej wykonywaniu nie stali się leniwymi, jak się to zwyczajnie dzieje. Bo kto by chciał być miłosiernym, a grzechu by nie karał, ten w dwójnasób okazałby się niemiłosiernym dla bliźniego swego, i stały się winien gniewu Bożego. Zewnętrzna nędza może być także wielką. Lecz gdy kto wpadnie w wodę lub w ogień, tedy nikt na to nie patrzy aby jakimś ostrym dotknięciem nie sprawić boleści, lecz na to, aby go ratować. Przeczże by w duchownej nędzy na te rzeczy oglądać się miano? Tu owszem niekiedy ostre słowa, tęgie kary i surowa powaga, jest konieczna, jeśli biedny człowiek ma być ratowany i z sidła szatana przywiedziony do posłuszeństwa.


Zważajmy tedy na przykład Chrystusa Pana naszego i uczmy się od niego poznawać, że miłosierdzie jest cnotą, a zwłaszcza taką, która dla nędzy bliźniego ma współczucie. Takowa zaś jest dwojaką. Do cielesnej nędzy należy na przykład choroba, ubóstwo itp. Jeśli u bliźniego swego spostrzegłszy nędzę taką nie zamkniesz dla niego serca swego, lecz śpieszysz z pomocą choćbyś przez to szkodę ponosił, wtenczas czyn twój dobry jest i służysz przezeń nie tylko bliźniemu, lecz także Panu Bogu, który ci to wynagrodzi. Do duchownej nędzy należy grzech, jak na przykład w domu nieposłuszeństwo, lenistwo, złe mowy i czyny. Tu trzeba dla czeladzi okazywać miłosierdzie surowymi słowami lub nawet karą. Jak to nie pomoże, to reszty dokona kat; bo bez kary nie będzie. Kat także jest kaznodzieją miłosiernym. Nie jeden łotr, któremu nie ma rady ani pomocy, zakaził by siebie i innych, gdyby mu przez miłosierdzie tego nie wzbroniono choćby i mieczem. Ścinanie tedy i wieszanie, choć straszliwą i bolesną jest rzeczą, należy także do uczynków miłosierdzia, bo gdyby tego nie było, czyżby można choć kawałek chleba zjeść spokojnie, lub na sobie utrzymać choć kawałek odzienia? Uczmy się tedy, każdy w powołaniu swym, wykonywać miłosierdzie i pomagać nie tylko w cielesnej, lecz także duchownej potrzebie.


Te dwie nauki wynikają z ewangelii dzisiejszej. Pierwsza uczy nas wierzyć, abyśmy w złej chwili nie byli bojaźliwi a osobliwie gdy umierać trzeba, lecz pomyśleli sobie, że w Chrystusie Panu mamy pomocnika, którego ręka jest wszechmocna. Dla niego nie trzeba nam zwątpić. Gdybyśmy mieli tylko siebie i ludzi musieli byśmy rozpaczać bo śmierci zabronić nie mogą; jest dla nich za nadto potężna. Lecz w Bogu i Synu jego Jezusie możemy być śmiałymi. Czego my nie możemy, to on może, czego my nie mamy, to on ma. Gdzie my dopomóc nie możemy, tam on dopomoże, a dopomoże chętnie, jako z tej ewangelii widzimy. Gdzie serce w Chrystusie swą ufność i pociechę składa tam pełni służbę podobającą się Bogu; gdzie tego nie ma, tam panuje rozpacz, tam serce sprzeciwia się Bogu i nie wierzy weń, bo inaczej stało by w nim. Druga zaś nauka, która z ewangelii wynika, jest ta, abyśmy z Chrystusem mieli litość i pomoc dla nędzy bliźniego naszego. A ty miły Panie Boże nasz, użycz nam łaski swej, abyśmy się jednego i drugiego nauczyli a jako ci ludzie w ewangelii Chrystusa Pana dla dobrodziejstw jego aż na wieki wysławiali. Amen.